Jeśli prowadzisz label na tyle popularny, by nakręcić o nim film dokumentalny z soundtrackiem przygotowanym przez jednego z bożków twojego katalogu, zasłużyłeś na uchylenia wielu kapeluszy. Nawet gdy osoba Peanut Butter Wolfa nic nikomu nie mówi, to rozkręcone przez niego, a wprawione w ruch na dobre przez J Dillę i MF DOOMa Stones Throw, komuś już kilka słów szepnąć powinno. Madlib, od którego również wiele się zaczęło, po osiemnastu latach od powstania wytwórni oddelegowany został do zatopienia swych zdartych na winylu palców w ścieżce dźwiękowej do Our
Vinyl Weights A Ton (This Is Stones Throw Records). Rezultat starań zamknięto w materiale długości zaledwie 17 minut, a więc niedosyt nabiera namacalności jeszcze przed odsłuchem. No bo ileż dobrego można zmieścić w tak krótkim czasie?
poniedziałek, 15 września 2014
piątek, 12 września 2014
Recenzja: Borgore - #NEWGOREORDER [2014]

Zebrawszy nowatorski geniusz Digital Mystikz, El-B i Zeda Biasa, Borgore uczynił rok 2009 czasem przepuszczenia dubstepowych wzorców przez młockarnię i stopniowej przemiany nierzucającego się w oczy świata pirackich stacji radiowych w obecne towarzystwo festiwalowej bzdury, przepełnione lansiarskimi tyczkami w wiankach i z misiem w fullcapie przy boku. Producentów i do producenckiego miana aspirujących, wybitych w górę na popularności nowego trendu trudno zliczyć, a sam morderca gatunku po siedmiu latach od epicentrum zamieszania wydaje debiutancki album z cyckami i jednorożcami na okładce, dorzucając hashtag i 'gore' w nazwie. To nie mogło się dobrze
skończyć.
wtorek, 9 września 2014
Recenzja: Lorn - The Maze To Nowhere EP [2014] (MaSSS - Making a Short Story Shorter #4)
W 'MaSSS (Making a Short Story Shorter)' trochę miejsca zajmą EPki / single, które swoją zawartością nie pozostawiają wiele do dodania, jednak prezentują wystarczająco dużo dobrego / złego, by zasługiwały na kilka liter, zakończonych 5-stopniową skalą ocen. W dzisiejszym wydaniu:
Lorn - The Maze To Nowhere EP
środa, 3 września 2014
Recenzja: La Roux - Trouble In Paradise [2014]

La Roux
swą pierwszą płytę w ramiona publiczności pchnęło w roku 2009,
trzy lata po narodzinach, ziszczonych przez zaangażowaną wokalnie
Elly Jackson i wspierającego ją producencko Bena Langmaida. Debiut
bez tytułu przyczynił się swego czasu do roztańczenia bijącego w
oldschoolowców z radia, a z internetu w dotychczasowych indie
rockowych młodzieńców, przekopujących odtąd google w
poszukiwaniu wiedzy, czym jest Eurythmics, lub też czego dokonał
Gary Numan. Przymierało to stopniowo przez kolejne lata oczekiwań
na następcę, nadchodzącego wreszcie pięć lat później pod nazwą
Trouble In Paradise,
przenoszącego brzmienie La Roux w całkiem inne strony świata, już
niemal bez udziału Langmaidowskiej części duetu. Czas na żar
tropików, czy może Elly w opałach?
środa, 6 sierpnia 2014
Recenzja: A/T/O/S - A/T/O/S [2014]

Trip-hop
na przestrzeni kilku ostatnich lat zajęty był odchodzeniem raz to
do pełnego buntowników napełnionych depresją podziemia w którym
się zrodził, raz to w zupełną niepamięć. Trudno walczyć z
faktem, że gatunkowy azyl wszystkich dotkniętych czymkolwiek złym
przymiera, a giganci pokroju wciąż żyjących Massive Attack,
Tricky'ego, czy Portishead, dalej i wciąż wydając nowe świetne
płyty, mierzyć się mogą już tylko z jękami zawodu niedorastania
do swej dawnej wielkości. Marazm zawarty w tekstach bristolskich lat
90-tych wdzierający się z papieru w kondycję samego gatunku nie
zraził duetu A/T/O/S, który odważnie postanowił przedłużyć
zagrożone trwanie trip-hopu o kilka nostalgicznych przesłuchań
więcej. Kilkanaście?
niedziela, 1 czerwca 2014
Recenzja: Komety - Paso Fino [2014]

Wiele
wybojów musiała przejść muzyka, by dokonania protoplastów
pokroju Elvisa, czy Kraftwerku od inspiracji do inspiracji przeszły
w nowomodne ręce takiego Jonas Brothers (pamięta ktoś?) i
Skrillexa. Trudne do przeskoczenia i przełknięcia kłody nie
ominęły biało-czerwonego podwórka, czego dowodem niech będzie
siła płytkości powstała chociażby ze wzbogacenia Kombi o dodatkowe 'i'. Jak
w tej transformacji pokoleń i ich poglądów odnajdują się Komety,
obecne na scenie od jedenastu lat, a z doliczeniem stażu ich
założycieli (Lesława i Arkusa) w zespole Partia, dziewiętnaście?
Do przekształcenia pierwotnej formy doszło na pewno. Co prawda nie tak
drastycznej jak z rock&rolla w boybandowy poprock, lecz o tym niech
opowie już Paso Fino z
pomocą Pudłowego protokolanta.
sobota, 17 maja 2014
Recenzja: Lockah - Yahoo Or The Highway [2014]
Tom
Banks rzucający beatami na prawo i lewo pod pseudonimem Lockah,
oficjalnie publikuje swoje muzyczne dzieci zaledwie od czterech lat,
a już zdołał zarobić nimi na wejściówkę w świat OWSLA, Mad
Decent, Fool's Gold i 'odrobinę' od nich mniejszych Donky Pitch i
Tuff Wax. Na dokładkę, krytycy wklejają go w obrazek między
osobistości pokroju Hudsona Mohawke i Lunice'a (TNGHT) oraz
Rusty'ego. Sam obiekt tych operacji postanowił właśnie unieść
poprzeczkę jeszcze wyżej, za broń mając albumowy debiut, Yahoo
Or The Highway, godny pominięcia tylko przez osoby wrażliwe na nadmiar cukru.
czwartek, 8 maja 2014
Recenzja: Combichrist - We Love You [2014]

Gdyby ta
recenzja omawiała debiutancki album Andy'ego LaPlegua, zapewne
piłaby do zawartego tam stosunkowo nowego spojrzenia na wiązanie
industrialu, techno, noise i portali łączących piekło z Norwegią,
bo w niej uklecono w 2003 roku Combichristowy The Joy Of Gunz.
Jedenaście lat później, po pełnych wzlotów i upadków czterech
kolejnych dziełach studyjnych, jednym soundtracku i ogólnie udanych
projektach pobocznych (Panzer AG, Scandy, Scandinavian Cock i jak do
tej pory ostatni z trzech krążków Icon of Coil), skandynawska
rewelacja osadzona jest już w Stanach. Jej pierś zdobi masa
tatuaży przemieszana z medalami, a sukces komercyjny związany z tymi drugimi, sukcesywnie
odzierający każde nowe wydawnictwo z pierwotnych pokładów ich
ponurej mocy, szczyt szczytów zdzierania okrycia osiąga właśnie
teraz, bo przedsionek mainstreamu nigdy nie był tak blisko jak na We
Love You. Czyżby buntownik pytający niegdyś 'What The Fuck Is
Wrong With You People?' w tytule jednej ze swoich płyt, nagle
zdecydował się oddać serduszko na wypielęgnowanej dłoni?
sobota, 26 kwietnia 2014
Recenzja: Mo Kolours - Mo Kolours [2014]

Jak
daleka droga wiedzie z Mauretanii do Anglii? Fizycznie znacznie
dłuższa niż rzut beretem. Muzycznie, jak się okazuje po
zapoznaniu z Mo Kolours, odległość skraca się do dystansu spaceru
z jego debiutem w słuchawkach. Muzyk połączył na ukazujących się
od 2011 roku EPkach etniczną duszę Afryki oraz otwartość na
elektroniczne przekładańce Wielkiej Brytanii, zarażając powstałą
mieszanką kameralne grono przekopywaczy Bancampa z całego świata.
Po trzech krótkich releasach Mo zdecydował się poczarować publikę
odrobinę dłużej, bo 'aż' przez osiemnaście utworów, które
zmieniają się w 'tylko' po ich przesłuchaniu. Co znalazło się
przed bezlitosną ciszą
zapadającą po ostatnim utworze? Zobaczmy.
czwartek, 17 kwietnia 2014
Recenzja: Green Velvet - Unshakable [2013]

Nie
licząc Too Underground For The Main Scene
wydanego pod pseudonimem Cajmere, osiem lat dzieli dwa ostatnie
albumy Curtisa Jonesa, postaci uchodzącej coraz częściej za
undergroundową legendę. Do kolekcji właściwych posunięć
zapewniających ten status dodać warto najświeższy ruch Green
Velveta, pokazujący, że można w zacofaniu rozbudowywać zamknięte
już etapy przeszłości i nieźle na tym wychodzić, nadal
trzymając fason i pokazując dzieciakom, że science-fiction
rave'owego podziemia wciąż jest żywe. Skąd pewność? Wystarczy
sięgnąć po Unshakable.
piątek, 4 kwietnia 2014
Recenzja: Sevendeaths - Concreté Misery [2014]

Brytyjski
label LuckyMe coraz lepiej radzi sobie z pozyskiwaniem świetnie
zapowiadających się wykonawców, chcących swoją muzyką dużo
udowodnić. Obok znanych już Hudsona Mohawke i Machinedruma, do
wyścigu po zdatne do użytku szare komórki słuchaczy stanął
właśnie Steven Shade, do odnalezienia pod postacią Sevendeaths.
Concreté Misery to albumowy
debiut twórcy, przenoszący odbiorców w drone'owe i powolnie
elektroniczne wymiary, zupełnie inne od basowo-glitchowego katalogu
swojej wytwórni. Czy warto było nawiązać współpracę z takim
odmieńcem?
piątek, 28 marca 2014
Recenzja: Skrillex - Recess [2014]

Ile
wiertarek potrzeba, by wywiercić dziurę w ścianie? Podobno żadnej,
jeśli w pobliżu jest Skrillex. O rockowo i metalowo wykształconym
muzyku, który do zamieszek słownych doprowadza zaledwie robiąc
swoje, zdołano powiedzieć już wszystko, wyczerpując temat
przynajmniej kilka razy. Rozpoznawalność dało mu poprowadzenie
rozpoczętej przez Rusko spłyconej ewolucji dubstepu w brostep, a
tron 'Niszczyciela Dubowych Korzeni' nadal przylega do Sonny'ego
Moore'a namiętnie, choć błędnie, bo wśród masy electro-house i
complextro, na każdym z wydawnictw brostep pojawiał się do tej
pory w dość mizernych ilościach. No właśnie – wydawnictwa.
Wszelkie tytuły 'Przyszłości Muzyki EDM' najwyraźniej nie
działają na ich adresata motywująco i releasy z jego stajni to
rzadkie zjawisko, bolesne jeszcze bardziej po youtubowym przekopaniu
się przez Skrillexa ze statusem 'unreleased'. Otarcia łez nadszedł
czas, a to za sprawą debiutu albumowego największego współczesnego
muzycznego wichrzyciela, tym razem zapracowanego w zaskakiwaniu zarówno wrogów, jak i fanów.
niedziela, 23 marca 2014
Recenzja: Ø [Phase] - Frames of Reference [2013]

Wiele
się wydarzyło odkąd w latach osiemdziesiątych w Detroit po raz
pierwszy zatętniło techno. Zrodzone z westchnień do Kraftwerk i
Morodera, z piwnic przeniknęło do towarzystwa z klasą, by
następnie stać się ofiarą grupy ignorantów, metkujących nim
niemal wszystko, co wyniknęło z kontaktu człowieka z elektroniką.
Napiętnowany 'prawdziwy' gatunek wrócił więc do podziemia, rozbrzmiewając wieloma udanymi debiutami i kontynuacjami, tym samym
rozwijając prężną sieć splecioną jednostajnym, lecz pełnym
hipnotycznej energii rytmem. Pochodzący z Wielkiej Brytanii Ashley
Burchett / Ø [Phase], oddawaniem zakazanej strony nocnych metropolii
za pomocą złowrogich muzycznych syntetyków zajmuje się od
trzynastu lat. Robi to głównie pod skrzydłami belgijskiej wytwórni
Token, która ukoronowała współpracę wydając debiutancki album
producenta, będący nie tylko pierwszym długograjem w katalogu
labelu, ale też jedną z najlepszych technicznych opowieści w 2013
roku.
środa, 19 marca 2014
Recenzja: Pharrell Williams - G I R L [2014]

Czy na
'Get Lucky' i 'Blurred Lines' zakończyć można biografię Pharrella
Williamsa? Z pewnością nie, biorąc pod uwagę ciągnący się za
nim dorobek. W maksymalnie skrótowym podsumowaniu roku 2013 taka
zdawkowość powinna jednak wystarczyć, by zaznajomić z dzisiejszym
bohaterem każdego, kto jeszcze nie znalazł go nawet we własnej
lodówce. Gdy w 2006 razem z Chadem Hugo (jako The Neptunes)
tradycyjnie moczył ręce aż po producenckie łokcie w pracy dla
m.in. Gwen Stefani, do obiegu trafił jego debiutancki solowy 'In My
Mind', który zyskiem ze sprzedaży konto dopełnił, lecz monotonia
tekstów i podkładów uczyniła go przeciętniakiem. Wtedy rzucający
się w ucho tani zamysł pt. 'prostacko o prokreacji' mas nie
zbulwersował – stało się to dopiero przy okazji zeszłorocznego
hitu Robina Thicke, posądzonego o propagowanie kultury gwałtu i
przedmiotowego traktowania piękniejszej z płci. Słusznie, czy nie,
Williams poczuł potrzebę oczyszczenia atmosfery i w rezultacie
wydane aż osiem lat po debiucie G I R L
to nie tylko jego spowiedź, ale też prawdziwe Święto Kobiet.
poniedziałek, 17 marca 2014
Recenzja: Gooral - Better Place [2014]

piątek, 14 marca 2014
Recenzja: Broken Bells - After The Disco [2014]

Pierwsza
płyta Broken Bells mocarnym wydawnictwem była. Broken Bells
może nie stało się dziełem nieśmiertelnym, ale z pewnością
rozbłysnęło jako jeden z najjaśniejszych punktów w kalendarzu
wydawniczym 2010. Za jego sukces odpowiedzieli dwaj panowie: James
Mercer i Brian Burton / Danger Mouse. Pierwszy z nich trudni
się byciem delikatną wokalnie i gitarowo twarzą The Shins, drugi
to jedna z najbardziej sprawdzonych osobowości
produkujących dla innych (The Black Keys, U2) i dla siebie - to on
objawił światu projekty Gnarls Barkley (z Cee-Lo Greenem),
DANGERDOOM (z MF DOOMem) oraz Rome, czyli muzyczną wersję
filmowego Django, stworzoną
z Danielem Luppim. After The Disco jest jak dotąd
drugą okazją Mercera i Burtona do połączenia folku z popem
doprawionym delikatną elektroniką i czuć, że tym razem robią to
nie tylko jako dwójka znanych w swoich środowiskach muzyków, ale
także jako zespół.
wtorek, 11 marca 2014
Recenzja: Mogwai - Rave Tapes [2014]
Każdy
kolejny album Mogwai jest jak oglądanie tego samego filmu w kinie,
tylko z fotela w innym rzędzie, lecz w
przypadku Szkotów mówimy o bardzo, bardzo dobrym filmie. Częścią
ich dyskografii są trzy ścieżki dźwiękowe, co ociera ich o
świat ekranu bardziej, niż tylko porównania do
kinematografii. Od siedemnastoletniego już debiutu znajdują
się na czele post-rockowej machiny, choć do
tej pory zmieniali się tylko kosmetycznie. Czy tym razem
zespół, zgodnie z nazwą (ang: 'rave' – 'wariować / majaczyć'),
zwariował i teraz przedstawia tego efekt, czy może elementem
szaleństwa obarczy swojego słuchacza? Czas się przekonać.
sobota, 8 marca 2014
Recenzja: Katy B - Little Red [2014]

Przenikanie
muzycznego podziemia do mainstreamu stało się tak naturalne, że
przestało dziwić, choć w praktyce temat nadal jest dość śliski.
Z jednej strony migrującego undergroundu osadzili się np. Chase &
Status, Knife Party, czy Zedd, którzy zaprzedawszy dusze Bieberowi i
Rihannie, pokazali, że walka toczy się nie tylko o sławę, ale też
złoty pieniążek. Na tym tle, mimo wszystko zadziwiająco
zauważalnie wypadają ich przeciwnicy, w postaci piewców idei
niezależnych, mających na co dzień wciąż małą siłę rażenia
poza internetem i klubami. Podobno czasem poza talentem wystarczy
odrobina pewności siebie, nawet tej na wyrost. Uzbroiła się w nią
drobna Katy B, która w nazwie swojego hitowego zazębienia populizmu
i oryginalności, On a Mission,
zaznaczyła po co to wszystko. Wjeżdzające właśnie na parkiety i
do domów Little Red
jest dokończeniem misji i podkreśleniem, że Katy zabiera się do
swojej muzyki po męsku i nie w głowie jej stan konta, nawet po
wymianie prostej koszulki z nadrukiem Rinse (brytyjskiej stacji
radiowej / labelu trudniącego się 'jej' muzyką) na błyszczące
cekiny.
środa, 5 marca 2014
Recenzja: The Glitch Mob - Love Death Immortality [2014]
Kto
rozpoczął (o ile rozpoczął) przygodę z The Glitch Mob od
debiutanckiego Drink The Sea (2010),
a więc bez znajomości
osobistego dorobku każdego z jego twórców, zgodzi się
zapewne przynajmniej częściowo, że zawarta na nim treść sunęła
przez eter jak lodołamacz. Gdyby muzykę dało się zamknąć w
materii rozmiarowo proporcjonalnej do emocji, które wywołuje, płyta
trójcy (w składzie: edIT + Boreta + Ooah, Kraddy i Kitty-D odeszli
przed releasem) z L.A. byłaby olbrzymia. Rewelacja
którą popełniono przed czterema laty, zachęcała wręcz do marzeń o
wprowadzeniu sankcji karnych za odtwarzanie tak 'wielkiego' materiału
na głośnikach / słuchawkach słabej jakości. Długo
przygotowywano się do wytoczenia jeszcze cięższych dział.
I oto nadchodzi Love Death Immortality,
majestatyczny już w nazwie, a jego celem jest dodanie do powyższych
uniesień jeszcze większej ich dawki, lecz na dodatkowej
porcji pozytywów się niestety nie kończy.
poniedziałek, 3 marca 2014
Recenzja: ††† - ††† / Crosses - Crosses [2014]

Witch
house jednym kojarzy się z tajemniczymi muzykami ukrytymi za
okultyzmem i zagmatwanymi pseudonimami,
inni postrzegają go jako plagę współczesnego hipsterstwa, pełnego
taniego mroku, Starbucksa i rozciągniętych podkoszulek. Gdy w 2011
roku projekt Chino Moreno ochrzczony został jako Krzyże - †††,
które obok trójkątów są najpopularniejszym symbolem wspomnianej
stylistyki, wziął na swoje barki misję doścignięcia potęgi
macierzystego Deftones w zupełnie nowych rejonach. Pomimo brutalnego postrzegania Crosses jako
'Chino Moreno z nieistotnymi kolegami', zespół współtworzy z
Shaunem Lopezem (Far) i Chuckiem Doomem, traktując współpracę jako odpoczynek od piłujących
gitar i zdzierania głosu. Urlop obrodził już EPką niedługo po
wprowadzenie zespołu w życie i jej kontynuacją w roku następnym.
Obie zostały dobrze przyjęte i pokazały, że 'nie wszystko witch
house, co się krzyżuje', bo przy nazwie mistycyzm się skończył.
Niezmienny w tej materii jest też debiutancki album, który do
kolejnej porcji solidnej muzyki dodaje za to jeszcze kilka
krucyfiksów.
piątek, 28 lutego 2014
Recenzja: Patterns - Dangerous Intentions [2013] vs Patterns - Waking Lines [2014] (Pojedynek!)
Czasem
warto przejrzeć Google gdy pomysł wypuszczania w świat siebie pod
takim, a nie innym szyldem jest jeszcze w proszku. Dublując
pseudonimy, oprócz popełnienia niezręcznego faux pas, narobić
można problemów nie tylko fanom szukającym ulubionego zespołu,
ale także sobie - prawnych i marketingowych, to wiadomo. Przeoczenie
prowadzić też może do inspirowania pomysłów samozwańczych muzycznych
pismaków... Tak więc, nie przedłużając – czas na pojedynek
dwóch Patternsów.
VS.
środa, 26 lutego 2014
Recenzja: KOAN Sound & Asa - Sanctuary EP [2013] (MaSSS - Making a Short Story Shorter #3)
W 'MaSSS (Making a Short Story Shorter)' trochę miejsca zajmą EPki / single, które swoją zawartością nie pozostawiają wiele do dodania, jednak prezentują wystarczająco dużo dobrego / złego, by zasługiwały na kilka liter, zakończonych 5-stopniową skalą ocen. W dzisiejszym wydaniu:
poniedziałek, 24 lutego 2014
Recenzja: The Crystal Method - The Crystal Method [2014]

Marki takie jak Crystal Method dziś
niestety budzą głównie wspomnienia przełomu lat 90 i 00, gdy
chłonność publiki na style takie jak breakbeat i big beat była
największa, a jako prowodyrów nurtu wymieniało się The Prodigy,
The Chemical Brothers, czy Fatboy Slima, nie zapominając o gigantach
pokroju Junkie XL, Fluke, Overseer i właśnie The Crystal Method. Z
czasem gatunkowa monogamia przedstawicieli zaczęła się z różnymi
skutkami zacierać, by dokonywać ekspansji poza swoim podwórkiem.
Zakładając, że elektroniczna muzyka rozrywkowa należy do
młodzieży i jeśli nie da się już nikogo oszukać fałszywym
dowodem tożsamości, to młodzieżowo popracować w studiu można
zawsze. Panowie Ken Jordan i Scott Kirkland postanowili kontynuować
mocno rozgałęzioną stylowo drogę obraną na Divided By Night
i rozpocząć 2014 rok krokiem w stronę barwnych parkietów. Na
pierwszy rzut oka krok to nieśmiały, bo właściwie bez nazwy. To
co wypływa z głośników po naciśnięciu trójkąta w odtwarzaczu
jest tego odwrotnością - znika nieśmiałość, a pojawia się
kryzys wieku średniego.
wtorek, 18 lutego 2014
Recenzja: Andrew Stockdale (Wolfmother) - Keep Moving [2013]

Andrew Stockdale od 2000 roku
udowadnia, że nie trzeba mieć za sobą lat grania w ZZ Top, czy Motörhead, by elektryzować publikę całego świata muzyką zespołów
tego kalibru. Powroty do dawnej hard rockowej dzikości i beztroski
rozpoczął od gitary prowadzącej, przejmującego wokalu i nie mniej
przejmującej burzy loków jako lider Wolfmother, który
dzięki dwóm płytom stał się, obok nauczycieli z AC/DC i
uczniów z Airbourne, Australijską wizytówką łączenia
na koncertach pokoleń unoszących w górę zapalniczki i
rozświetlone ekrany telefonów. Trzynaście lat sukcesów
później band zaskoczył informacją o zakończeniu wspólnego
grania. 'Wilczyca zostawiła własne dzieci' i ogłosiła, że
następny album wydany zostanie jako jej solowe dzieło. Keep
Moving jest kolejnym etapem w karierze Stockdale'a, choć
brzmieniowo zdaje się być krążkiem Wolfmother - cóż,
miłość do potomstwa podobno nigdy nie umiera.
sobota, 15 lutego 2014
Recenzja: Mat Zo - Damage Control [2013]

Przyjaciele w kręgach muzycznych to
dobra rzecz. Zwłaszcza jeśli z ich pomocą udaje się wyjść poza
notowanie 'DJ Mag Top 100 DJs', które pomimo prestiżu,
śledzone jest głównie przez osoby o perwersyjnym zacięciu
do porównywania, a także wylewaczy żółci (- kłaniam
się -) w związku z ciągłą dominacją trance'owców. W 2009
roku DJ Magazine wyróżniło Matana Zohara (Mat Zo) jako
świetnie zapowiadającego się młodego artystę. W 2010
zadebiutował na 66 miejscu wspomnianego rankingu. Kolejne lata
nacechowane są tendencją spadkową, lecz podziw dla jego
umiejętności pozostaje na stałym poziomie. Urosła za to
popularność, a duży w tym udział miał właśnie jeden z tak
istotnych muzycznych przyjaciół - Porter Robinson. Stworzone
wspólnie 'Easy' odnalazło się na nawet listach przebojów,
będąc zajawką solowego debiutu Mata. Gdy nadszedł Damage
Control, portale muzyczne okrzyknęły go w recenzjach jednym z
najlepszych albumów tanecznych 2013, dopatrując się cech
wizjonerstwa. Co na to Pudło z Płytami? Ja mówię: 'Nie-e,
nie bawimy się w te gierki.'
środa, 12 lutego 2014
Recenzja: Rebeka - Hellada [2013]

Ruch 'Teraz (Alternatywna) Polska'
nabiera potęgi z prawie każdym nowym krążkiem. Jedną z takich
pozycji, opatrzonych nieformalnym znakiem jakości roku 2013, jest z
pewnością dość szeroko komentowana Hellada. Stojąca za
nią Rebeka powstała w 2008 roku jako solowy projekt Iwony Skwarek
(głos zespołu Hellow Dog), do której w 2011 dołączyła
postać niezmiennie aktywna w środowisku alternatywnym, czyli Bartek
Szczęsny. Z takiego duetu po prostu musiało powstać coś co
najmniej dobrego i tak właśnie się stało - połączone
umiejętności oraz wsparcie duchowe i wydawnicze w postaci kolegów
po fachu z Kamp! (label Brennnessel) zaowocowało płytką nie
przesadnie zawiłą, ale też nie prostą, dającą natomiast jasny
przekaz: czas się zabawić, ale bez wyłączania mózgu.
sobota, 8 lutego 2014
Recenzja: Makowiecki - Moizm [2013]

Przebojowy,
wakacyjny, taneczny, zaskakujący
- taki był utwór zapowiadający Moizm
Tomka Makowieckiego, którego ogólnokrajowa sława
rozpoczęła się dawno temu w polsatowskim Idolu.
Singiel wydany na początku września sprawił, że Kamp! poszedł w
chwilową odstawkę, a większość mediów trafiły do kieszeni autora
jednego z większych zwrotów akcji ostatnich lat w granicach
nadwiślańskiej muzyki rozrywkowej. Produkt końcowy okazał się
jeszcze bardziej zadziwiający. Nie dość, że odcina się od
wszelkich porównań do wspomnianego
najpopularniejszego w
Polsce tria electropopowego, to z promującym go parkietowym hitem ma
również bardzo niewiele wspólnego. Jedno jest pewne -
jeśli kiedyś ukaże się biografia Gdynianina, powinna nazywać się
'Moizm, czyli o tym,
jak oszukałem rozkochanych w 'Holidays In Rome''...
czwartek, 6 lutego 2014
Recenzja: Kavinsky - OutRun [2013]

Zapominając o chronologii i biblijnie parafrazując - ‘na
początku było Nightcall’. Prawda to tylko po części, gdyż Kavinsky był na tyle
uprzejmy, by uraczyć miłośników retro-elektro trzema znakomitymi EPkami
poprzedzającymi debiutancki album, którego wyżej wspomniana mroczna, choć
cukierkowa ballada stała się częścią. Trzy wydawnictwa cząstkowe, znakomite czy
nie, zatrzęsły ramami ‘tylko’ elektronicznego światka, lecz to właśnie
‘Nightcall’, kolaboracja z Lovefoxxx i Guy-Manem z Daft Punk (produkcja)
okazała się kartą przetargową do świata ‘aż’ mainstreamowej popularności
(obecność na soundtracku filmu DRIVE).
Dogodny moment na wydanie długograja został wykorzystany, a rezultatem tego
jest OutRun, rządzący się swą własną
fabułą zawierającą zombie kierowcę, czerwone Ferrari oraz historię miłości do
kobiety i syntezatora.
sobota, 25 stycznia 2014
Recenzja: Rostkowski (L.U.C.) - Sleepoholic [2013]

Łukasz Rostkowski miłośnikom niekonwencjalnego hip-hopu znany powinien być jako L.U.C. Na przedłużenie ważności wizytówki ‘młody zdolny’ pracuje łącząc w swojej twórczości rozciągliwą materię sztuki współczesnej, otwartość na szerokie spektrum gatunków i technik wlewania muzyki na jej nośnik, wspomagając się flow i słowotwórstwem, które trudno nie tylko podrobić, ale i za nim w ogóle nadążyć… Taki bywa szybki. Kolejnym etapem łączenia głowy pełnej pomysłów i rąk pełnych roboty jest pierwsza w Łukaszowym dorobku produkcja rygorystycznie zakrojona do ram ambientu, czasem tylko pozwalającego sobie na przelotne znajomości ze stylami takimi jak dub, czy minimal, choć by powiedzieć o Sleepoholic coś więcej, najpierw wypadałoby położyć się ze słuchawkami
na uszach na łóżku / trawniku / gdziekolwiek i w tym stanie na jakiś czas
pozostać odciętym.
Subskrybuj:
Posty (Atom)