Przebojowy,
wakacyjny, taneczny, zaskakujący
- taki był utwór zapowiadający Moizm
Tomka Makowieckiego, którego ogólnokrajowa sława
rozpoczęła się dawno temu w polsatowskim Idolu.
Singiel wydany na początku września sprawił, że Kamp! poszedł w
chwilową odstawkę, a większość mediów trafiły do kieszeni autora
jednego z większych zwrotów akcji ostatnich lat w granicach
nadwiślańskiej muzyki rozrywkowej. Produkt końcowy okazał się
jeszcze bardziej zadziwiający. Nie dość, że odcina się od
wszelkich porównań do wspomnianego
najpopularniejszego w
Polsce tria electropopowego, to z promującym go parkietowym hitem ma
również bardzo niewiele wspólnego. Jedno jest pewne -
jeśli kiedyś ukaże się biografia Gdynianina, powinna nazywać się
'Moizm, czyli o tym,
jak oszukałem rozkochanych w 'Holidays In Rome''...
...
I potrzeba nam więcej takich oszustw. Bezcelowe jest ukrywanie, że
wspomniany singiel stanowił 'być, albo nie być' w kwestii
wzbudzenia zainteresowania tym albumem, a jego celem było zwabienie
do Moizmu
osób, dla których 52 minuty całkiem wymagającej i
relaksującej muzyki, oznacza obojętne przejście obok wypełnionej
nią płyty w Empiku. Prawdziwy charakter zostaje zdradzony już w
trwającym dziewięć minut 'Dziecku Księżyca', którego
space rockowo-ambientowy klimat sprawia, że trudno o bardziej trafną
nazwę i pełniejszy sposób oddania 'Syndromu Brodki', która
swego czasu również zadziwiła wszystkich metamorfozą
totalną na Grandzie.
Wszystko to sprawia, że ukazanie syntetycznej
popowej psychodelii
wszystkim pamiętającym
wcześniejszy popularny, ale przeciętny gitarowy pop, staje się
jeszcze trudniejsze. Zadanie to upraszczają i przyspieszają jednak
niemal maszynowo i odlinijkowo narzucające się porównania do
'ameryki odkrytej' wcześniej przez innych wykonawców: 'Your
Foreign Books' na przykład budzi skojarzenia z elektronicznymi
tęsknotami Thoma Yorke (jest nawet wstawka w postaci techno z
ciężkim basem). 'What's New In Heaven' mógłby być krewnym
kompozycji chillwave'owego projektu Washed Out. 'A Summer Sale' i
'Ostatni Brzeg' rozbrzmiewają delikatnie śpiewanym post-dubstepem
(!) w klimatach Jamiego Woona. 'Na Szlaku Nocnych Niedopałków'
i 'Zabierz Mnie' przypominają oniryczne wokalizy Jamesa Blake'a.
'Las i Beton' zbudowane jest na nie do końca poważnych melodiach z
których słynie The Knife. A jest jeszcze 'Ostatni Brzeg II'
kończący materiał, budujący swoje napięcie przepełnieniem
staroszkolnymi syntezatorami połączonymi z gitarowymi solówkami
- Tomek stwierdził raz, czy dwa, że lubi Kavinskiego, który
podobno nie wypływa na jego twórczość, ale tutaj słychać
albo podświadome inspiracje, albo kolejne oszustwo... Tak, czy
inaczej, efekt brzmi świetnie.
Medialna
posucha na 'muzykę z głową' doprowadziła do przesadnego
wynoszenia nowej płyty Makowieckiego na szczyty dźwiękowej
rewolucji. Przesadnego, bo podobnych wędrówek w klimaty lo-fi
/ downtempo dopuszczało się chociażby Boards of Canada dziesięć
lat temu. Tworzony przez trzy lata Moizm
swoją jakością
zdecydowanie nie pozwala jednak na stwierdzenie, że wspomniane media
robią 'wiele hałasu o nic'. Wyszło nowocześnie, ale z konkretnymi
elektronicznymi korzeniami i z odpornością na płaskość radiowych
rzesz Zagrobelnych, Wydr i Markowskich. Pominięty został element
epatowania intymnością przynoszącą rozgłos, ale nie obędzie się
zapewne bez wielokrotnego naznaczenia całości jedną z bardziej
bezsensownych łatek, czyli 'albumu osobistego'. Ten jest osobisty na
tyle, by Moizmem
mógł go nazywać tylko Tomek - słuchaczom pozostaje
uczciwość w postaci zatytułowania materiału jako Jegozm
(Jegizm?)
i podróż astralna nie tylko ze słuchawkami na uszach.
Ocena: 8+/10
- Dziecko Księżyca
- Your Foreign Books
- Holidays In Rome
- What's New In Heaven
- A Summer Sale
- Na Szlaku Nocnych Niedopałków
- Zabierz Mnie
- Las i Beton
- Ostatni Brzeg
- Ostatni Brzeg II
Jakie to pocieszające, kiedy osoby wypromowane przez programy typu Idol, w końcu znajdują swoją drogę w tym całym głośnym i mało wartościowym polskim "showbizie". Brodce udało się to przy Grandzie, Tomkowi myślę, że jeszcze przed Moizmem, kiedy zaczął grać z No!No!No! (chyba nowa płyta się szykuje),a co do tego oszustwa, to "Holidays in Rome" mnie nie zachwyciło, a za to cała reszta płyty podoba mi się jak najbardziej :) Może dlatego, że ostatnio ten klimat po prostu mi podchodzi.
OdpowiedzUsuńTym, którzy chcą się przekonać, jak "Moizm" i "nowy Makowiecki" brzmią na żywo, polecamy koncert w Krakowie - w Klubie Studio wieczorem 12 kwietnia 2014. Bilety są już dostępne! :)
OdpowiedzUsuń