Czy na
'Get Lucky' i 'Blurred Lines' zakończyć można biografię Pharrella
Williamsa? Z pewnością nie, biorąc pod uwagę ciągnący się za
nim dorobek. W maksymalnie skrótowym podsumowaniu roku 2013 taka
zdawkowość powinna jednak wystarczyć, by zaznajomić z dzisiejszym
bohaterem każdego, kto jeszcze nie znalazł go nawet we własnej
lodówce. Gdy w 2006 razem z Chadem Hugo (jako The Neptunes)
tradycyjnie moczył ręce aż po producenckie łokcie w pracy dla
m.in. Gwen Stefani, do obiegu trafił jego debiutancki solowy 'In My
Mind', który zyskiem ze sprzedaży konto dopełnił, lecz monotonia
tekstów i podkładów uczyniła go przeciętniakiem. Wtedy rzucający
się w ucho tani zamysł pt. 'prostacko o prokreacji' mas nie
zbulwersował – stało się to dopiero przy okazji zeszłorocznego
hitu Robina Thicke, posądzonego o propagowanie kultury gwałtu i
przedmiotowego traktowania piękniejszej z płci. Słusznie, czy nie,
Williams poczuł potrzebę oczyszczenia atmosfery i w rezultacie
wydane aż osiem lat po debiucie G I R L
to nie tylko jego spowiedź, ale też prawdziwe Święto Kobiet.
Wspomnienia
dusznej i mało odkrywczej jedynki zostają pogrzebane już w
pierwszych chwilach spędzonych z filmowymi partiami smyczkowymi,
tradycyjnie charakterystycznym śpiewem oraz funkującym feelingiem
'Marilyn Monroe'. Pozostałe dziewięć utworów w odbudowaniu marki
Pharrella w wydaniu solo tylko introdukcji pomaga, a robi to
bezpośrednio i pośrednio czerpiąc z rozwiązań, które
zaowocowały statuetkami Grammy za dłubanie przy releasach Daft Punk
i Thicke'a. Ponownie nie żałowano polotu, luzu i dobrej zabawy bez
kręgosłupa usztywnionego presją otoczenia, podkręcaną zarówno
przez fanów, jak i tych, którzy ścieżkę zawodową Amerykanina
zaledwie obserwują. Zaprezentowane w roli pierwszego singla 'Happy'
uznać można za rdzeń pomysłów wykorzystanych do zbudowania G
I R L. Choć każda z idei bazowo uderza w tony lekkości, trudno
o bardziej 'radio-friendly' piosenkę, która podobnie przebijałaby
większość dźwieków atakujących aktualnie z 'najpopularniejszych
rozgłośni słynących z męczenia ludzi'. Atmosfera beztroski
podtrzymana zostaje przez 'Brand New', w którym lepszy ze znanych
Justinów dopomógł w stworzeniu masowego skojarzenia z The Jackson
5, by następnie opuścić Williamsa, zajętego przywracaniem
chwytliwości albumów swojego hip-hop-rockowego N.E.R.D. w 'Hunter'.
Charakterystyczny dla krążka jest też jego feminizm,
rozbrzmiewający i w przyjętej koncepcji tekstowego wystawiania na
piedestał kobiet, i w samym jak zawsze delikatnym wokalu. Artysta w
swoich działaniach postanowił pozostać chłonny nie tylko na
nowości, ale też akceptowalne przetwórstwo – i tak 'Come Get It
Bae' z udziałem Miley Cyrus stało się kopią 'Blurred Lines', a
następujący po nim 'Gust Of Wind' mógłby zagościć na Random
Access Memories, nawet bez vocoderowego featuringu robotów z
Daft Punk.
Nie
potrzeba wielkiej spostrzegawczości, by zauważyć, że obecność na
popularnościowej fali znacznie popędziło produkcję drugiej płyty
Pharrella, która na szczęście nie ucierpiała z tego powodu
jakościowo. Producent za pomocą G I R L dołożył jeszcze
jedną cegiełkę do reanimacji oldschoolowo funkowych brzmień,
promieniując uśmiechem na twarzy i nim zarażając, lecz dla
wszystkich oceniających w oparciu o dokonania The Neptunes, dwójka
będzie po In My Mind kolejnym dużym dowodem, że 'Mr Yezzir' mimo wszystko lepiej radzi sobie w duecie z Chadem, niż tworząc samotnie.
Ocena:
7+/10
- Marilyn Monroe
- Brand New (Feat. Justin Timberlake)
- Hunter
- Gush
- Happy
- Come Get It Bae
- Gust Of Wind
- Lost Queen
- Know Who You Are (Feat. Alicia Keys)
- It Girl
Słuchałam raz i prawie usnęłam z nudów. Najbardziej przereklamowana płyta 2014 roku.
OdpowiedzUsuńNowy post na http://The-Rockferry.blog.onet.pl
Dlatego płyt trzeba słuchać więcej niż jeden raz. :)
UsuńCóż, ja też słuchałem tylko jeden raz i mam podobne spostrzeżenia jak koleżanka. Płyta niesamowicie nudna, wtórna i zdecydowanie przereklamowana. To prawda, że płyt należy słuchać więcej niż jeden raz, ale akurat "G I R L" zupełnie nie zachęca do dania mu drugiej szansy.
OdpowiedzUsuńZgadzam się absolutnie, płyta nabiera nowego wymiaru po ponownym przesłuchaniu! Pozdrawiam serdecznie!
OdpowiedzUsuń