Marki takie jak Crystal Method dziś
niestety budzą głównie wspomnienia przełomu lat 90 i 00, gdy
chłonność publiki na style takie jak breakbeat i big beat była
największa, a jako prowodyrów nurtu wymieniało się The Prodigy,
The Chemical Brothers, czy Fatboy Slima, nie zapominając o gigantach
pokroju Junkie XL, Fluke, Overseer i właśnie The Crystal Method. Z
czasem gatunkowa monogamia przedstawicieli zaczęła się z różnymi
skutkami zacierać, by dokonywać ekspansji poza swoim podwórkiem.
Zakładając, że elektroniczna muzyka rozrywkowa należy do
młodzieży i jeśli nie da się już nikogo oszukać fałszywym
dowodem tożsamości, to młodzieżowo popracować w studiu można
zawsze. Panowie Ken Jordan i Scott Kirkland postanowili kontynuować
mocno rozgałęzioną stylowo drogę obraną na Divided By Night
i rozpocząć 2014 rok krokiem w stronę barwnych parkietów. Na
pierwszy rzut oka krok to nieśmiały, bo właściwie bez nazwy. To
co wypływa z głośników po naciśnięciu trójkąta w odtwarzaczu
jest tego odwrotnością - znika nieśmiałość, a pojawia się
kryzys wieku średniego.
Pomimo niezmiennie wysokiej jakości
nagrań i regularnych wpisów 'Music by: The Crystal Method'
w produkcjach docenianych
przez miliony odbiorców w różnym wieku (Blade, Matrix, czy seria CSI), coraz trudniej było
pogodzić ze sobą zadowalanie fanów nadal wspominających
'elektronikę nie dla dzieci' na debiutanckim Vegas (1997)
oraz pozyskiwanie młodej publiki, gustującej na co dzień w electro
i dubstepie. Burza mózgów chcących ugłaskać wszystkich
doprowadziła w końcu do zdecydowanego ruchu w stronę nowoczesnego
hałasu, odsuwając w zapomnienie wysmakowaną i całkiem stylową
muzykę filmową. Sugerowałoby to objęcie ramieniem przynajmniej
jednej ze stron, ale i z tego nic nie wyszło.
A to dlatego, że The Crystal
Method wypchany został jazgotem rozczarowująco niskiej półki.
'Emulator' skłania do sprawdzenia nadruku na płycie / wykonawcy
odtwarzanego pliku w poszukiwaniu pomyłki - choć znajduje się w
grupie nielicznych niezłych, zalegają w nim stosy płaskiego beatu
i nachalnych fidgetowych przesterów. 'Over It' rozbrzmiewa brostepem z 'wcinkami dźwiękowych problemów
gastrycznych' (teledysk warto litościwie przemilczeć), broni go jednak przyjemny głos Dii Frampton. 'Sling
The Decks' wkręca się wpadającym w ucho motywem gitarowym, by
stracić twarz przez męczący natłok taniego hałasu... I tak
wygląda to przez większość całości – początkom kompozycji
przyświeca jeden lub dwa ciekawe pomysły, które zostają
pogrzebane chwilę później pod zagrywkami początkujących
producentów, niezdolnych do podjęcia decyzji, czy ma być ciekawie,
czy może tylko popularnie.
Na szczęście nie bez przerwy jest
nijak. '110 To The 101' to zdecydowanie najlepszy kawałek na Piątce
– dźwiękiem oddający klimat filmu akcji budowanego
napięciem, a nie wybuchami i wnoszący odrobinę 'kiedyś było
lepiej'. 'Jupiter Shift' jest jednym z nielicznych przykładów
'nowego, ale dobrego', a na to miano zasłużył wyzbyciem się
prostych wałków na rzecz breakbeatu i wzbogaceniem o przesterowany
wokal w roli jednego z głównych haczyków. Na uwagę
niespodziewanie zasługuje też jazgotliwy moombahton / electro-house
w 'Dosimeter' wybijającym się jako jednorazowy wyjątek od reguły
plastiku niskich kosztów.
The Crystal Method jest
albumem, którego można posłuchać od wielkiej biedy, ale w gruncie
rzeczy szkoda na niego czasu. Wzbudza za to zaciekawienie namnożeniem
paradoksów – jest wierny maksymie 'kto nie idzie do przodu, ten
się cofa', lecz jego skok technologiczny zaowocował powrotem do
podstawówki... A energią przeładowany został w takim stopniu, że
przeważnie nudzi.
Ocena: 4+/10
- Emulator
- Over It (Feat. Dia Frampton)
- Sling The Decks
- Storm The Castle (Feat. Le Castle Vania)
- 110 To 101
- Jupiter Shift
- Dosimeter (Feat. Nick Thayer)
- Grace (Feat. LeAnn Rimes)
- Difference
- Metro
- After Hours (Feat. Afrobeta)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz