środa, 12 lutego 2014

Recenzja: Rebeka - Hellada [2013]

Ruch 'Teraz (Alternatywna) Polska' nabiera potęgi z prawie każdym nowym krążkiem. Jedną z takich pozycji, opatrzonych nieformalnym znakiem jakości roku 2013, jest z pewnością dość szeroko komentowana Hellada. Stojąca za nią Rebeka powstała w 2008 roku jako solowy projekt Iwony Skwarek (głos zespołu Hellow Dog), do której w 2011 dołączyła postać niezmiennie aktywna w środowisku alternatywnym, czyli Bartek Szczęsny. Z takiego duetu po prostu musiało powstać coś co najmniej dobrego i tak właśnie się stało - połączone umiejętności oraz wsparcie duchowe i wydawnicze w postaci kolegów po fachu z Kamp! (label Brennnessel) zaowocowało płytką nie przesadnie zawiłą, ale też nie prostą, dającą natomiast jasny przekaz: czas się zabawić, ale bez wyłączania mózgu.

Przy zabieraniu się do odsłuchania i dalszego artykuowania własnej opinii, warto pominąć nadal zbyt częste próby uwikłania Rebeki w pojedynki ze wspomnianymi kolegami - pomimo bycia elektropopem, stylistyka obu obozów rozmija się niemal jak dzień i noc: podczas gdy Kamp! działa godnie jako letni słoneczny relaksator, Iwona i Bartek trzymają się tanecznych ciemności przecinanych żywiołową oprawą wizualną. Debiut rzuca się w percepcję jako efekt łączenia w niestałych proporcjach śpiewanego popu i elektronicznego eksperymentu, który w pierwszej linii zadowolić powinien sympatyków umysłów niosących ogromny sukces artystyczny w osobach np. The Knife (rodzeństwo Karin i Olof Dreijer) i The Presets (Julian Hamilton i Kim Moyes). Podobna bezpretensjonalność, podobne wyczucie co jest fajne (a przy tym dziwno-zakręcone i mające pazury), a co nie, zaowocowało dwunastoma podobnie barwnymi i świetnie zbudowanymi utworami.

Chłodny i kameralny klimat, analogiczny do tego wyzierającego z muzyki tworzonej przez The Knife, to jedna z wielu zalet hipnotyzera pod tytułem Hellada - nienachalne pompujące beaty, wszędobylskie wkręcające klawisze, podbicie wielu momentów echem dodającym przestrzeni, wszystko to nadaje albumowi islandzkiej duszy Dreijerów. Pierwszym jej odbiciem jest nostalgicznie taneczny 'Sisters' uskrzydlony gitarową solówką; a nazwa utworu drugiego w kolejności, 'Knife In Heart', nabiera dzięki wspomnianym wcześniej zespołowym skojarzeniom drugiego znaczenia, w czym wokal Iwony brzmiący miejscami jak Karin i klawiszowe uniesienia Bartka brzmiące miejscami jak przyciskane palcami Olofa, tylko pomagają. 'Melancholia' spełnia obietnice zawarte w tytule i oferuje chwilę wyciszenia, po której nadchodzi czas na 'Pariririririritrititiri' i 'Parirararatatarata' ze 'Stars', które z electropopu zapuszcza się w klimaty nowoczesnego electro z beztekstwowo bezstresowym refrenem, a przez te wędrówki upodabnia się do drugiego z duetowych powiązań - The Presets. Jeśli ktoś pozostaje nie do końca przekonany, 'Fail', czyli taki 'muzyczny elektroniczny Tarantino z niemal brutalnym basem i przesterowanymi chórkami', a także sielankowy '555' powinny zrobić swoje w temacie zmiany niepewnego nastawienia.

Jeśli mowa o słabych stronach płyty, to na upartego wymienić można wysoki stopień naturalnego uzależnienia oceny materiału od nastroju słuchającego. Wszystko to przez różnorodność i przeplatanie w stosunku niemal pół na pół piosenek żywiołowych i roztańczonych z tymi które dają odpoczynek i przemyślenia. Do nich nakłaniają wyśpiewane przez Iwonę spokojniejsze 'War', czy 'With Tears We Cry' - w rezultacie czasem jest zbyt tanecznie, czasem zbyt sennie... 'Jak w życiu'. W chwilach zwątpienia warto jednak włączyć rozstrojone i pastelowe -prawie- italo disco ('Unconscious') i zapomnieć o szukaniu na siłę wad.

Z powyższego wywodu wynikałoby, że pomimo wysokiej jakości, dywagacje w dużej mierze dotyczą składaka podpatrzonych i brzydko pożyczonych zagrywek bardziej znanych wykonawców. W tym miejscu pojawia się największa zaleta Rebeki i jej / ich Hellady: mnóstwo pomysłów własnych, indywidualizmu i umiejętności przekucia specyficznej i surowej islandzkiej szkoły muzycznej na nasz grunt. Dzięki temu, zamiast podpinania stylistyki pod zarzuty braku oryginalności, odczuwać można było tylko dumę, że to 'kolejne dobre i z Polski'.


Ocena: 8+/10

01. Sisters
02. Knife In Heart
03. Melancholia
04. Stars
05. Fail
06. War
07. With Tears We Cry
08. Nothing To Give
09. 555
10. Unconscious
11. 556
12. Hellada

1 komentarz:

  1. Byłem na koncercie Rebeki i naprawdę dają radę. Ale dla mnie zdecydowanie królem elektronicznych brzmień w Polsce jest Kamp! Jakoś wolę takie disco klimaty, bardziej chwytliwe. Ale "Melancholię", "Unconscious" i "Helladę" od Rebeki też chętnie słucham.

    OdpowiedzUsuń