Quentin 'Mister Łazo' Dupieux nigdy
nie stworzył nadzwyczajnie dobrze ocenianego krążka, lecz zawsze
wymieniany był jako jeden z najlepszych. Współczesna wersja
filozoficznego 'co było pierwsze - jajko, czy kura?' przerodziło
się w kręgach muzycznych w 'genialny producent stworzył hajp na
Flat Erica, czy Flat Eric stworzył hajp na średniego producenta?'.
Omawiana osobistość jest nie tylko propagatorem wizerunku
wspomnianej żółtej maskotki machającej głową w kultowym
'Flat Beat', ale też patologicznym ojczymem nowomodnej tanecznej
elektroniki, odciskającym na niej swoje eksperymentalne piętno.
Ładne melodie nigdy go nie kręciły, a jako reżyser realizuje
filmy o oponach-zabójcach i psychodelicznych poszukiwaniach
psów. Stade 2 to jego czwarty album. Wydany w 2011
roku, jednak równie dobrze Quentin mógłby wydać go
wczoraj w niezmienionej formie. Dlaczego? 'Because he's fuckin' Mr.
Oizo'.
Good
Morning. This is me again - Mr. Oizo. I just recorded some new stuff.
I don't know what it is exactly, but I love it... Now, let's start.”
Niewinny
początek budzi nadzieję, że następne (tylko / aż) pół
godziny będzie okazją do zmiany zdania o jego, od początku
najeżonym, twórcy. Nic z tego - 'Introeil' okazuje się
furtką dla Dupieuxa do hałaśliwego policzkowania słuchacza przez
resztę z dwunastu utworów. CD wydane, podobnie jak trzeci
album (Lambs
Anger),
nakładem Ed Banger, nie wytrzymuje porównań z kolegami spod
znaku electro-whatever, nawet tych zakrojonych tylko do obecnego
labelu. Nie dlatego, że jest od nich gorsze - po prostu
umiejscowione jest w zupełnie innej lidze. Najbardziej wyczuwalne
są tu glitchowe eksperymenty techniczne Boys Noiza, od początku
nieśmiało naśladującego muzyczną apatię Quentina, z którym
zresztą stworzył (jako Handbraekes) w 2012 EPkę, brzmiącą jak
dopełnienie Stade
2.
Wydawnictwo cechuje typowy Oizowy sznyt, czyli rozpiszczane i
jazgoczące not-really-electro, połączone oszczędnymi melodyjnymi
wstawkami i breakbeatowymi motywami od których wszystko się
zaczeło na Analog
Worms Attack w
1999 roku. Nie ma pośrod tej całej eksperymentalnej surowości
momentów stających na ubitym gruncie, a próby
uraczenia mainstreamowych stacji radiowych choć jednym kawałkiem graniczyłyby z
sadyzmem w stosunku do niedzielnych odbiorców, niezaznajomionych z
anty-przebojami Francuza. Trudno doszukać się w ogólnym
hałasie utworów zapadających na dłużej w pamięć, z
wyłączeniem funkowego 'Stade2', groteskowo przypominającego 'Sexy
Back' Timberlake'a 'Oral Sax' oraz złowieszczo kończącego opowieść
'Druide', a odsłuchowi towarzyszy świadomość, że Francuz miał na
czwórce
pomysł na siebie, lecz nie wiedział co z nim zrobić. Na rozmyślania nie ma zresztą czasu - gdy szkielet konkretnych teorii zaczyna
nabierać kształtów, płyta kończy się nagle i pozostaje
tylko rozpoczęcie porządków od początku.
Pół
godziny ze Stade
2,
nawet powtarzane wielokrotnie, wywołuje mieszane uczucia. Z jednej
strony Oizo jest już w kręgach nieoczywistej elektroniki kultowy i
nowy materiał jest tym kultem całkiem silnie nasycony. Z drugiej,
jego czwarty album brzmi jak zestaw przypadkowych loopów
znalezionych na twardym dysku. Rok przed nim ukazał się nagrany w
kolaboracji z Gaspardem Augé (Justice) bardzo dobry soundtrack
do Rubber,
rok po nim światło dzienne ujrzała nie gorsza ścieżka dźwiękowa
do Wrong.
Na ich tle dzieło studyjne Quentina wygląda jak niekochany,
niedopracowany potomek, ale mimo wszystko bije z niego wystarczająca
siła, by czerpać masochistyczną przyjemność ze słuchania i
wnikania do surrealistycznie zakręconego mózgu jego twórcy... choć kolejne wydawnictwo jego pokroju będzie już tylko odcinaniem
kuponów.
Ocena:
5+/10
- Introeil
- Camelfuck
- Douche Beat
- Datsun
- SKA
- EDN
- Cheeree
- Oral Sax (Feat. Annie Mac)
- France7
- Chiffon
- Pompe
- Stade2
- Druide
To smutne w sumie, że Stade 2 jest tak słabe, jedna z moich najbardziej znielubionych płyt, chociaż znalazłam nawet parę utworów, które dają radę, ale całość się po prostu nie składa na coś dobrego i to mnie okropnie irytuje. Właściwie nawet Moustache jest lepsze, a za tym też tak naprawdę nie przepadam. Dobrze, że najnowsza EPka (Amicalement) jest za to megafajna, szczególnie Solid.
OdpowiedzUsuń