Twierdzenie, że mało jest polskich ambitnych i uzdolnionych
muzyków alternatywnych, mogących stanąć na równi z
resztą świata, to bzdura. Zaczynając od zaznajomionego ze sceną artystów
najpopularniejszych medialnie, Smolika, jest jeszcze Rebeka,
Biernaski / Michell Phunk , Fair Weather Friends, Baasch, Etamski...
- wystarczy kopać w dobrym miejscu. Jednym z zespołów do
których nigdy nie trzeba było się zbyt długo dokopywać,
jest Kamp!, Nazywany 'nadzieją na światowej scenie electropopu' i
'polskim Cut Copy'. Porównanie do najpopularniejszego tanecznego indie bandu wygląda trochę 'po leniwemu', ale cóż zrobić,
gdy tak wiele innych składów przechodzi to starcie? Można
posłuchać debiutu Michała, Radka i Tomka, jeśli jeszcze się tego
nie zrobiło, i zastanowić się, czy dzięki niemu Cut Copy urodzi
się na nowo jako 'Australijski Kamp!'.
Swoim
stylem, chwytliwością i 'zwyczajną normalnością', bez wielkich
ideologii stojących za projektem, rozgrzali atmosferę w środowisku
fanów i mediów, nawet tych najbardziej masowych, na
skalę nieczęsto spotykaną w Polsce, w przypadku tworzonej przez
chłopaków muzyki. Release najbardziej dał się we
znaki słuchaczom śledzącym poczynania zespołu od pierwszego
wydawnictwa w 2009 roku - dłuuga była droga do krążka w pudełku
z trapezowym kwiatem. Efekt oczekiwań pokazuje jednak, że nie był
to czas przez trio zmarnowany. Kamp! brzmi całkowicie
profesjonalnie, zarówno instrumentalnie, jak i wokalnie,
stojąc w przeciwieństwie do albumów nagrywanych w przepełnionych
rezygnacją i zmęczeniem przerwach w trasie (a jeśli był nagrywany
w takim właśnie stanie, nie widać tego zupełnie), czy demówek
kurzących się do czasu znalezienia wydawcy, który przepchnie
je jako całkiem nowy produkt.
Brzmienie ulokowane jest na granicy
łagodnego synthpopu i energicznego chillwave, z wyraźnym przechyłem
w kierunku drugiego, co było zauważalnym zdziwieniem dla
przyzwyczajonych do koncertowo energetycznej twarzy projektu. Zabieg
to przemyślany, miał na celu odcięcie od porównań do
czołówki tanecznego indie i zakończył się sukcesem -
pomimo oczywistych zapożyczeń, ale bez zagrywek kserobojów,
płycie przyświeca zdecydowana oryginalność i świeżość. Rządzi
tu beat cztery na cztery, powleczony jednak niemal namacalnym
relaksem i onirycznością, bez taniego mistycyzmu, który
ładnie wyglądałby wpisany na siłę w biografię.
CD satysfakcjonuje stosunkiem 4:4:3 w przeplataniu trzech grup
stylistycznych: oczywiste sztosy - chwytliwe 'Cairo', które na
reedycji mogłoby zostać przemianowane na 'The Bis Song' (kto
widział live, ten wie), prawdziwy 80's revival wysypujący się
brokatowym pyłem z pełnego oldschoolowych syntezatorów,
trąbek i płynącej gitary basowej 'Can't You Wait', dobrze znane
fanom, funkujące 'Distance of the Modern Hearts', 'Oaxaca', będące
takim 'Empire Of The Sun bez makijażu', stojącym na rozdrożu do
drugiej grupy: 'sztosy na swój chilloutowy sposób', w
której znalazł się osadzony w latach dziewiećdziesiątych
'Sulk', wywołujący podświadome taneczne ruchy nóg 'Melt',
rozbudowany 'New Frontier' i quasi-balladowy 'Heats', a
wszystko to przeplatane jest grupą czystego relaksu w postaci 'Lux
Lisbon', 'International Landscapes' i kończącego 'Sirocco'.
Dodatkowego smaczku nadaje wszystkiemu fakt prawie totalnej
samodzielności. Album stworzyły trzy osoby z
Bartkiem Szczęsnym w roli producenta - zamknięty team, ale za to
umysły otwarte miał odpowiednio.
Kamp!om
trudno będzie odnieść sukces w świecie nawet po drugim tak dobrym
wydawnictwie i nie jest to ich wina. Winę ponosi wspomniana na
początku 'reszta świata', która ostatecznie zawsze pzoostaje
na swoim muzycznym gruncie, niezależnie, czy mówimy o
znaczkach USA, UK, czy AUS, ale przecież w Polsce wydanie Kamp!
również odbiło się większym echem niż premiera każdej
nowej zagranicznej electropopowej płyty. Dźwiękowy patriotyzm potrafi
dać się we znaki, ale nawet pomijając pozycję alternatywnego
lidera na naszym podwórku, łódzko-wrocławskie trio
stworzyło materiał na zdecydowanie światowym poziomie. Liczący na
'polskie Cut Copy' zawiedzie się, kto zaś szuka 'ucieczki od Cut
Copy, pozostającego jednak w polu widzenia' często będzie do tego
krążka wracał.
Ocena:
8/10
- Oaxaca
- Cairo
- Can't You Wait
- Sulk
- Melt
- Lux Lisbon
- Distance of the Modern Hearts
- International Landscapes
- Heats
- New Frontier
- Sirroco
Będę musiała kiedyś przesłuchać ;)
OdpowiedzUsuńZespół ciekawy, muszę sięgnąć po cały album.
OdpowiedzUsuńZapraszam do siebie: http://Fizzz-Reviews.blogspot.com :)
Zamierzam sięgnąć po ten album już chyba od roku, ale nigdy nic z tego nie wychodzi.
OdpowiedzUsuńNowa recenzja na http://The-Rockferry.blog.onet.pl