Lady Gagę można kochać,
można jej nie znosić... i darzyć milionem innych uczuć pomiędzy (w tym
sporą niechęcią przez niżej podpisanego), ale trudno jej nie
znać, jeśli nie muzycznie, to chociaż wizerunkowo, o ile ma się
kontakt z najbadziej bieżącą rzeczywistością. Po dwóch
różnie ocenianych, ale za to niesamowicie radzących sobie
komercyjnie albumach, zapowiedź trzeciego
i towarzyszące temu slogany, typu 'najlepszy krążek od czasów
Thrillera', wzbudziła
ogromne zamieszanie. Czego można spodziewać się po nowej płycie
Germanotty? Zadziwiająco dużej dawki rewelacji, ale na pewno nie
rewolucji... Mało tu ART, za to POPu są tony.
Nowy album Gagi
czystą, niczym nieskrępowaną przebojowością stoi - to pierwszy z
wielu obrazów opisujących jej (i brygady osób tła)
najnowsze dzieło. Oprócz tradycyjnie udzielających się w
murze muzycznej tożsamości wokalistki DJa White Shadow i RedOne, w
kształtowaniu płyty udział wziął sprawdzony na scenie tanecznej
elektroniki Zedd, coraz większy Madeon i, trochę niespodziewanie,
niegdyś psytrance'owy duet Infected Mushroom. Na wysokości zadania
stanęli również ludzie, którzy przeważnie produkują
dźwięki jakości rozmokłej tektury, czyli David Guetta i will.i.am
(ten na szczęście pojawia się tylko produkcyjnie, za wokal, używany przez niego od kilku lat do głoszenia wyłącznie bzdur, byłoby
oczko mniej od oceny końcowej). Otoczenie się znanymi nazwiskami
nie zawsze daje efekty o spodziewanej wysokiej jakości, ale tym razem udało się stworzyć po prostu świetnie wyprodukowany materiał. Nie ma tu tanich
chwytów w postaci dubstepu, zazwyczaj tragicznej jakości,
tradycyjnie pojawiającego u tych najpopularniejszych, dużo jest za
to podkładów electro-popowych, czasem electro-housowych.
Uskrzydlające 'Gypsy', przesycone disco 'Do What U Want', zbudowane
na prostym motywie klawiszowym kiwające 'Applause', z dodatkiem
ciężkich dział brzmiącego jak Zedd bez Zedda (bo to nie on zajął
się produkcją) brudnego 'Swine' - takimi trackami zbudowany jest
ten krążek, a zdecydowana większość z nich mogłaby być
wypuszczona jako singiel, odnosząc sukces w pojedynkę. Gwoli
ścisłości, nie ma tu zupełnie poszukiwań ekscentrycznych, czy
wielkich nowinek, bo wszystko już gdzieś kiedyś się pojawiło,
ale trudno też mówić o zupełnej wtórności. Ciekawą
odmianą jest trap-popowe 'Jewels n' Drugs' i jedyny wolny, wręcz
mulisty, kawałek - 'Dope', choć ten powinien być najwyżej bonus
trackiem, bo do podstawowego CD nie pasuje wcale. Sama Lady
poradziła sobie jak zwykle - jak zwykle wyśpiewała wszystko bardzo
dobrze, ale też jak zwykle w sumie jest to śpiewanie o niczym -
trochę o miłości, trochę o tańcu, trochę o modzie, trochę o
kasie, a wszystko doprawione coraz mniej kontrowersyjnymi 'dewiacjami
artystki'. Zauważalnie mniej tych ostatnich - Stefani częściej
pokazuje prawdziwą twarz, na którą miło się patrzy,
wspominając blond skwarka z pierwszej płyty.
Wokół tej
artystki głośno było od początku i najnowsze eksperymenty
podtrzymują tradycję. Całkiem jasny jest fakt, że czego by nie
zrobiła, i tak sprzeda tego mnóstwo, ale niespodziewanie
wysoka jakość (w porównaniu z konkurencją) omawianego
produktu w zadowalającym stopniu ucisza to pozbawiające skrzydeł
stwierdzenie. Nie potrzeba niesamowitej czujności, by zauważyć, że
Gaga uczyniła swój trzeci album placem zabaw różnymi
konwencjami i stylami. Słuchając ARTPOP widać, że bawiła
się świetnie.
Ocena: 8/10
- Aura
- Venus
- G.U.Y.
- Sexxx Dreams
- Jewels n' Drugs (Feat. T.I., Too Short & Twista)
- Manicure
- Do What U Want (Feat. R. Kelly)
- ARTPOP
- Swine
- Donatella
- Fashion!
- Mary Jane Holland
- Dope
- Gypsy
- Applause
No proszę, jak się fajnie złożyło ;) Przed chwilką opublikowałam swoją recenzję "Artpopu" a teraz widzę ocenę tej samej płyty na innym blogu ;)
OdpowiedzUsuńWidzę, że nowy krążek całkiem ci się spodobał. Ja przyjęłam go z mniejszym entuzjazmem.
http://the-rockferry.blog.onet.pl