Na początku był
jazgot. Debiut bez nazwy, urodzony przez producenta Ethana Katha i
wokalistkę Alice Glass w 2008 roku, swoim wykrzyczanym i
instrumentalnie hałaśliwym buntem narobił sporego zamieszania.
Oszaleli nie tylko młodzi i gniewni hip-fani, ale też pismaki,
m.in. NME (39 miejsce na liście albumów dekady). Pierwotna
(wycofana) okładka przedstawiała Madonnę z podbitym okiem,
podsuwając grubiańskie, ale idealnie pasujące określenie - muzyka
do dawania w ryj (komuś) i dostawania w ryj (od niej), a bałagan w
brzmieniu krzyczał 'We don't need no education!'. Styl trzeciej
płyty pokazuje jednak, że duet zdecydował się przynajmniej na
korepetycje.
Trudno pozbyć się
wrażenia, że próby poskładania dźwięku Crystal Castles,
przypominają palacza z nieoperowalnym rakiem, który próbuje
ratować się plastrami antynikotynowymi. Wszystko co stworzą
prędzej, czy później przejdzie test zderzeniowy w postaci
porównania z pierwszą płytą. Dwójka była bardziej
przystępną dla nieprzygotowanych wersją jedynki, natomiast trzecia
wydaje się próbą napisania zupełnie innej historii.
Przemyto dawne rany, desperacja ustąpiła nastrojowi smutku, a
cyfrowe brzmienie wyparte zostało przez analogowe (podobno). (III)
stało się okazją do zabłyśnięcia na nowo Katha w roli
producenta. To, że CC opuściło kręgi chiptune synthpunka
wiadomo już od dawna, ale na nowym krążku duet zdradza swoje
korzenie diametralnie, serwując duże dawki głównie
melodyjnego (!) witch house. Podczas gdy Ethan, serwując trochę
polotu, schodzi nieśmiało na ścieżkę zdrowia, Alice dalej lubuje
się we wszystkim co zepsute, tworząc i wyśpiewując
(auto)destrukcyjne teksty. Tworzy to mieszankę pozornie krzyżującą
szyki, jednak efekt który powstał z ich trzeciej współpracy,
po raz kolejny pokazuje, jak bardzo są zgrani. Najbardziej na
wizytówkę nowego CD pasuje 'Sad Eyes' - 'synthtrance' smutny
nie tylko z nazwy, ale też z tekstu i melodii. Album nagrywany był
w Warszawie i nie zawęża się to tylko do ciekawostki - klimat zimowej,
miejskiej szarości został przez Kanadyjczyków oddany w skali
1:1, sprawiając, że jest to bardziej 'Polska płyta', niż twory
wielu wykonawców z kraju nad Wisłą. (III) odcina się
od poprzedników jako dzieło najdolrzalsze, nawet w takich
detalach, jak tradycyjny dla albumów Crystal Castles 'ten
jeden, trwający minutę z hakiem, kawałek', którego celem
była całkowita destrukcja i zdzieranie ubrań - pierwszym był
'XXZXCUZX Me', drugim 'Doe Deer', na trójce w obraz ten
w miarę wpisuje się poszatkowany 'Insulin' i to po dużych
ustępstwach i przymknięciach oka w kwestii faktycznego poziomu
czystej energii. Muzycy dalej prezentują własną wizję rave, ale
tym razem jest to rave nieoczywisty i przesycony depresją.
Trafiając na
nieliczne wideo wywiady z Ethanem i Alice, odnieść można wrażenie,
że ma się przed sobą dwie istoty o percepcji warzywa, nawet przy
wielkiej do nich miłości - trudno stwierdzić, czy tacy już są,
czy może jest to kreacja. Choć początki muzycznej choroby bez
diagnozy wychodziły im lepiej, niż obecne podleczanie się
tabletkami w postaci niemal ładnych piosenek, kolejny album
tworzonego przez nich zespołu udowania bez niedopowiedzeń, że 'w
tym szaleństwie jest metoda'.
Ocena: 8/10
- Plague
- Kerosene
- Wrath of God
- Affection
- Pale Flesh
- Sad Eyes
- Insulin
- Transgender
- Violent Youth
- Telepath
- Mercenary
- Child I Will Hurt You
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz