niedziela, 3 listopada 2013

Recenzja: Gesaffelstein - Aleph [2013]

Mike Lévy aka Gesaffelstein, jest jednym z 'wyklętych francuskich chłopców', wyłamujących się z kanonu najpopularniejszej, melodyjnej odmiany french electro i housu, prezentowanych przez Daft Punk, Madeona, czy AutoKratz; by poświęcić się starej szkole industrialu i EBM spod znaku Nitzer Ebb i Front 242, doprawionej pompującym technicznym echem detroitowego Dopplerefektu i wielokrotnie wspominanego jako główny zapalnik całej machiny - The Hackera. Treść muzyczna tego projektu rozbrzmiewa nawet w pseudonimie: „Gesamtkunstwerk” - idea sztuki totalnej, w połączeniu z nazwiskiem najbardziej rozpoznawalnego przez ogół niemieckiego fizyka (tak, tego z wytkniętym językiem). Po zbudowaniu atmosfery EPkami, singlami i wypłynięciem na szersze wody popularności przy okazji produkcji Yeezusa Kanye Westa, nadszedł czas na albumowy debiut, Aleph - data premiery: 28 październik. Czy to przypadek sprawił, że ten album ukazuje się tuż przed Halloween? Materiał na nim zebrany budzi uczucie, że termin 'Halloween' do niego nie pasuje. 'Industrial music is dead'? Lévy przywrócił ją do życia, tworząc soundtrack do czegoś bardziej posępnego - Święta Zmarłych.

'Pursuit' i 'Hate or Glory' - dwaj wydani wcześniej jako single 'przodownicy' Aleph postawiły sprawę jasno: żartów nie będzie. Mroczne i hipnotyczne, nie tylko w warstwie muzycznej, ale też teledyskowej, stawiają na emocje, dzięki którym nie zdobywa się kluczowych miejsc w rozgłośniach radiowych, ale zapędza do zadymionych, ciasnych i ciemnych klubów. Podobne skojarzenia budzi 'Obsession', ociężały parkietowy walec, który fani industrialnej muzyki tanecznej mogliby określić jako TBM (techno body music), styl nazwany i eksploatowany swego czasu przez wykonawców takich jak Combichrist, czy SAM; nasycony Kraftwerkiem 'Trans' (Nawiązanie do albumu 'Trans-Europe Express'? Z całą pewnością.); czy 'Duel' którego brzmienie musi budzić uśmiech na twarzy acidowego duetu ZZT - nie wiadomo, co o wszystkim sądzi Senfter (Zombie Nation), ale Tiga zdążył wyrazić podziw na swoim twitterze, okrzykując debiut Gesaffelsteina płytą roku. Znaczące teren 'testosteronowe alfa-elektro' przeplatane jest z 'piosenką francuską, spotykającą Kitsuné Records' ('Nameless', 'Aleph'), eksperymentami na beatach (mówione 'Out Of Line', wyprodukowany dla Kanye Westa 'Send It Up', na Aleph rozwinął skrzydła jako 'Hellifornia') i syntetycznymi anty-gatunkowymi balladami ('Piece of Future', 'Values', czy zamykające krążek, trafnie zatytuowane 'Perfection').

Są albumy w których inspiracja innymi artystami niebiezpiecznie zahacza o remake, a nawet o plagiat, ale twór Gesaffelsteina nie jest jednym z nich. Tutaj, jedyną rzucającą się w oczy od razu, jest okładka nawiązująca do Westowego Yeezusa, choć z drugiej strony, Mike przyznał, że pomógł w jego produkcji nie dlatego, że jest fanem rapera - po prostu wydało mu się to interesujące, więc kwestia tego pomysłu wraca do etapu spekulacji. Do całej reszty inspiracji słuchacz musi się dokopać własnoręcznie, a w tym konkretnym przypadku jest to niemożliwe nawet po kilku przesłuchaniach - Aleph  pomimo dość prostych materiałów z których został zbudowany, potrafi ukazać swoje tajemnice w nowym świetle nawet przy dwudziestym podejściu. Oszczędna ilość wokali również wpływa na odbiór całości - każdy z osobna, dorabiając sobie do każdego tracku własne obrazy i odczucia, ma szansę dotrzeć do ciemniejszej strony własnego 'ja', która może dać o sobie znać nie tylko w nocy 31 października.


Ocena: 9/10
  1. Out Of Line
  2. Pursuit
  3. Nameless
  4. Destinations
  5. Obsession
  6. Hellifornia
  7. Aleph
  8. Wall of Memories
  9. Duel
  10. Piece of Future
  11. Hate or Glory
  12. Values
  13. Trans
  14. Perfection

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz