Pseudonim
naszego dzisiejszego milusińskiego może nie mówić ci absolutnie
nic, lecz na wspomnienie jednej z jego kompozycji, zapewne reagujesz
torsjami do dziś: 'Harlem Shake' przez długi czas było ścieżką
dźwiękową do dziwniejszej strony jutuba. Gwiazda producenta
zaczęła przygasać, gdy okazało się, że po You Tube krąży w
tragicznej jakości więcej niewydanych, zapętlonych odrzutów
Baauera, niż rzeczy skończonych i wypuszczonych na rynek. Biznes
nie śpi, o czym świadczyć mogą rewelacyjnie wyciosane krążki
kolegów po fachu (RL Grime, What So Not), więc i Aa dostarczone
zostało wreszcie - zobaczmy, czy będzie cygarko sukcesu, czy
wygnieciony pet porażki.
czwartek, 20 października 2016
niedziela, 9 października 2016
Recenzja: Black Atlass - Haunted Paradise [2016]
Pamiętam
jak dziś, gdy dorwałem się do debiutankiej EPki Black Atlassa,
rozsmakowując się w jej czarno-białej melancholii. Ochy i achy
przemieniłem klawiaturą w łódeczki, puszczone rwącym,
ślinotokowym potokiem, powodowanym klasą tego, co usłyszałem...
No dobra, nie tak długo potem zapomniałem o gościu. Przypomniał o
sobie dwa lata później za sprawą Young Bloods, które nie
huknęło może tak jak pierwszy mini krążek, ale zabrzmiało
całkiem możliwie. Minął jeszcze rok i znikąd wyskoczyło Jade.
Poskładane jak album, długie
jak album, lecz najwyraźniej albumem nie będące, bo lekko ponad
chwilę temu Haunted Paradise
opuściło mroczne kąty, obwieszczone jako 'albumowy debiut'.
Zarezerwuj sobie odrobinę czasu, przygotuj posiłek, by nic nie
odciągało i zalegnij w poduchach, odpłynąwszy w r&b, które
twoja mama nazwałaby 'dziwacznym'... Zegar nie jest dla ciebie
łaskawy, lodówka świeci pustkami, a poduchy rozszarpały koty? Nie
szkodzi, Haunted Paradise
oferuje jedynie odgrzewany kotlet na szybko, z podsuniętym pod tyłek
dla wygody rąbkiem zimnego betonu.
Subskrybuj:
Posty (Atom)