piątek, 4 listopada 2016

Recenzja: Birdy Nam Nam - Dance or Die [2016]

W konkursach na najlepszych turntablistów, jeździli na płytach bezkonkurencyjnie, a kogo nie pociąga szuranie winylem przed tłumem ludzi, umiejętności czterogłowego Birdy Nam Nam usłyszeć mógł na precyzyjnie rozegranych albumach studyjnych. Kto miał znać, ten znał, przełom nastąpił natomiast przy trzecim albumie. Defiant Order, wypłynęło kilka lat po premierze dzięki, no jakżeby inaczej, remiksom Skrillexa, zapisując twarze i skrecze francuskiego kwartetu w szerszej świadomości. Dance or Die nie tkwiło na mojej liście najgorętszych premier, lecz BNN jest grupą solidną jak przysłowiowe lasso – zawsze wraca (czy jakoś tak). Z dozą nostalgii i pewności, co do znanej mi już jakości, odpaliłem czwarty                                                           w ich karierze krążek. Zapraszam i ciebie, tylko uważaj,                                                           bo bas siada tu niżej, niż Seba w słowiańskim przykucu.

czwartek, 20 października 2016

Recenzja: Baauer - Aa [2016]

Pseudonim naszego dzisiejszego milusińskiego może nie mówić ci absolutnie nic, lecz na wspomnienie jednej z jego kompozycji, zapewne reagujesz torsjami do dziś: 'Harlem Shake' przez długi czas było ścieżką dźwiękową do dziwniejszej strony jutuba. Gwiazda producenta zaczęła przygasać, gdy okazało się, że po You Tube krąży w tragicznej jakości więcej niewydanych, zapętlonych odrzutów Baauera, niż rzeczy skończonych i wypuszczonych na rynek. Biznes nie śpi, o czym świadczyć mogą rewelacyjnie wyciosane krążki kolegów po fachu (RL Grime, What So Not), więc i Aa dostarczone zostało wreszcie - zobaczmy, czy będzie cygarko sukcesu, czy wygnieciony pet porażki.

niedziela, 9 października 2016

Recenzja: Black Atlass - Haunted Paradise [2016]

Pamiętam jak dziś, gdy dorwałem się do debiutankiej EPki Black Atlassa, rozsmakowując się w jej czarno-białej melancholii. Ochy i achy przemieniłem klawiaturą w łódeczki, puszczone rwącym, ślinotokowym potokiem, powodowanym klasą tego, co usłyszałem... No dobra, nie tak długo potem zapomniałem o gościu. Przypomniał o sobie dwa lata później za sprawą Young Bloods, które nie huknęło może tak jak pierwszy mini krążek, ale zabrzmiało całkiem możliwie. Minął jeszcze rok i znikąd wyskoczyło Jade. Poskładane jak album, długie jak album, lecz najwyraźniej albumem nie będące, bo lekko ponad chwilę temu Haunted Paradise opuściło mroczne kąty, obwieszczone jako 'albumowy debiut'. Zarezerwuj sobie odrobinę czasu, przygotuj posiłek, by nic nie odciągało i zalegnij w poduchach, odpłynąwszy w r&b, które twoja mama nazwałaby 'dziwacznym'... Zegar nie jest dla ciebie łaskawy, lodówka świeci pustkami, a poduchy rozszarpały koty? Nie szkodzi, Haunted Paradise oferuje jedynie odgrzewany kotlet na szybko, z podsuniętym pod tyłek dla wygody rąbkiem zimnego betonu.

piątek, 30 września 2016

Recenzja: Noisia - Outer Edges (2016]

Trzej Królowie z Groningen kwalifikacje do robienia krzywdy mają pierwszego sortu, bo trudno o lepszą dyskografię, by połamać komuś w tańcu nogi. Debiutanckie Split The Atom udowodniło, że drum & bass potrafi wyjść poza ramy singli / dwu-utworowych winyli do aż 19 kawałków na jednym krążku, by brzmieć obłędnie, bawiąc się nie tylko konwencją dnb, ale też elektroniką w ogóle. Gdy powietrze stało się gęste od plotek na temat kontynuacji, każdy brzdąc rozkochany w synkopie układał sobie naprędce życie, by nic nie przysłaniało mu wielkości wydarzenia, które stało tuż za rogiem. Hej, na allegro miotłę można kupić już za około dwie dyszki, ale po co Ci to w sytuacji, gdy Outer Edges                                                           pozamiatało tak mocno?

środa, 7 września 2016

Recenzja: Mike Posner - At Night, Alone. [2016]

'Posner'... 'Posner'... Tobie też to nazwisko pałęta się gdzieś z tyłu głowy? A tak, był taki jeden, który postanowił wydać całkiem niezły mainstreamowy albumik dla niewymagających ('hitowy electro-popowy singiel 'Cooler Than Me'), a następnie zapaść się pod ziemię, czasem tylko wyglądając z nory z nowym singlem, czy zapowiedzią czegoś, co ostatecznie nigdy nie ruszyło dalej, niż poza słowa. Kto jednak był na tyle pedantyczny, by śledzić, kto odpowiada za produkcję tych i owych hitów, dostrzec mógł ręce muzyka na nagraniach Maroon 5, czy Biebera. Ja dociekliwy nie byłem, zdziwienie powrotem Posnera przypieczętowałem więc przesłuchaniem, cóż do zaoferowania może mieć                                                           ktoś, kogo nazwisko jeszcze przed chwilą tylko krążyło                                                           gdzieś za mgłą wspomnień.

środa, 10 sierpnia 2016

Recenzja: MSTRKRFT - Operator [2016]

2006 rok – MSTRKRFT wydaje debiutanckie The Looks. 2007 rok – Justice wydaje debiutanckie Cross. 2008 rok – Boys Noize wydaje debiutanckie Oi Oi Oi. 2009 rok – The Bloody Beetroots wydaje debiutanckie Romborama. Rok 2010 stoi pod znakiem 09-17-2007 EP od enigmatycznego Dangera, a od długogrających debiutów SebastiAna (Total) i ZZT (Partys Over Earth) w 2011 nogi bolą od tańca do dziś. To, co działo się przez podsumowane tu sześć lat na scenie fidget / electro-house / dance-punka, było niesamowite. Ucieczka w tamte czasy wciąż kręci łzę w oku, zwłaszcza po obserwacji bieżących trendów, wrzucanych często do jednego wora nawet przez jej twórców – a worek jest to z rodzaju tych na odchody. Mówienie o 'starej gwardii elektroniki tamtych czasów', w zderzeniu z wyjadaczami pamiętającymi pierwsze brzdąkania Rolling Stonesów z dinozaurami, brzmi śmiesznie. Tylko jakim mianem określić siebie, gdy na fejsbuku MSTRKRFT po wiekach ciszy wgrano nowe zdjęcie, poparte później singlem i zapowiedzią płyty, a ja zapragnąłem wyciągnąć z szafy glany, których nigdy nie miałem? Powroty po latach potrafią boleć, martwiłem się tylko więc, by nie zostać 'wierzącym w cuda frajerem'.

środa, 27 lipca 2016

Recenzja: Aphex Twin - Cheetah EP [2016] (MaSSS - Making a Short Story Shorter #9)

W 'MaSSS (Making a Short Story Shorter)' trochę miejsca zajmą EPki / single, które swoją zawartością nie pozostawiają wiele do dodania, jednak prezentują wystarczająco dużo dobrego / złego, by zasługiwały na kilka liter, zakończonych 5-stopniową skalą ocen. W dzisiejszym wydaniu:  

APHEX TWIN - CHEETAH EP 


poniedziałek, 18 lipca 2016

Recenzja: Flume - Skin [2016]

Poszatkowane melodie, pogięte uderzenia bębnów, wypaczona równowaga pomiędzy radiowymi hitami, a zbyt pewnym staniem na własnych nogach, by pojawiać się w jakimś tam radiu. 2011 rok był dla pochodzącego z Australii Flume'a czasem owocującym na bogato, niezależnie, czy krzyczano o nadziei 'mądrej' elektroniki, czy pojękiwano o szarlatanie, który ambitną ściemą wkrada się przez rozgłośnie do twojego portfela. Jedno było pewne – gdy w krainie kangurów rozdawano nagrody za 'Najlepsze Muzyczne Cokolwiek', Flume mógł już odziewać się w smoking, by z klasą odbierać statuetki za debiutanckie Flume. Lata lecą, sukcesy się piętrzą, bo najpierw projekt What So Not basem połamał nogi miłośników trapu, potem zapowiedź następcy solowej jedynki spieniła usta słuchaczom muzyki nieoczywistej. Idź szybko po śliniak i wracaj poczytać.

poniedziałek, 4 lipca 2016

Recenzja: R.A.U. - Konkretna Rozrywka [2016]

W każdym gronie znajomych znajdzie się osoba, na wspomnienie której typową reakcją jest: 'XYZ? On nie jest dziwny... on jest *specjalny*'. Tomek 'R.A.U.' Rałowski guziki samplera naciska pod szyldem Alkopoligamii, ogólnie-elektronicznym kijem zawracając generalnie-rapową rzekę owego labelu. Ksywa naszego polskiego Hudsona Mohawke (który w podobny sposób trzęsie Kanye Westowskim G.O.O.D. Music) krążyła po ustach i głośnikach na długo przed albumem, a szczodrość jej właściciela w obdarowywaniu fanów muzyką, przypominała wydzielanie spragnionemu wody za pomocą pipety. Niemal cały materiał dostępny był jedynie na youtube (kto nigdy nie zgrywał kawałków z jutuba do mp3 w jakości 128kbps, niech pierwszy rzuci kamieniem), ale wreszcie debiut płytowy stał się faktem, a na kuriera z Konkretną Rozrywką czekałem jakoś tak dużo bardziej, niż dotychczas na inne paczki. Nie przedłużając...

wtorek, 21 czerwca 2016

Recenzja: Justin Bieber - Purpose [2016]

Nie sądziłem, że Justin Bieber kiedykolwiek zagości w tym miejscu i że ja będę na tyle zdeterminowany, by napisać o nim więcej niż dwa zdania o wstydzie dla kogoś, kto ma więcej niż 16 lat. Trafiając uszami na dowolną z jego kompozycji, wyobraźnia podsuwała mi przed oczy wizerunek młodej dziewczynki. Podejście to nie zmieniło się z biegiem lat wcale, zwłaszcza, że owa dziewczynka zmieniła się w strojącego groźne miny i za te miny obrywającego chłystka. Na tonącą elektroniczno-taneczną łódź wskoczył już chyba każdy z gatunków możliwych do nazwania, a więc Bieber postanowił dopchać się też, skrzykując tęgie głowy marketingu i wziętych producentów. Wrażenia? Wstyd                                                           się przyznać.

poniedziałek, 30 maja 2016

Recenzja: Boys Noize - Mayday [2016]

Pomimo miażdżącego debiutu i dobrej kontynuacji, trzeci album Alexa Ridhy zagubił się za liczącą się w 2012 stawką. Zęby nawet najbardziej wiernych fanów zadzwoniły w obawie, czy kolejne wzmianki o producencie ograniczą się do '-Boys No... kto?'. Out Of The Black obfitował w podnośniki włosów na rękach, lecz tożsamość brzmienia zdawała się rozmywać i tak. To tu przewinął się nieeemal ciekawy dubstep, to tam ledwo dychała praaawie udana kolaboracja ze Snoop Doggiem – nie warto było jeszcze pakować tobołów i uciekać z tego statku, ale walizka w polu widzenia była niezłym pomysłem. Mayday pojawia się dość nagle i bez pompowania balonu, lecz po wizycie w garderobie. Wchodzenie w buty Bogatych TrendoTwórczych zamienione na elektro-punkowe                                                           łypanie spod oka? No dobra, wstępnie wpiszcie mnie w listę                                                           gości.

piątek, 13 maja 2016

Recenzja: Zamilska - UNDONE [2016]

Zamilska to, Zamilska tamto. Siamto i owamto. Popularność narosła przez 2014 rok niemal jak u Karolaka, skaczącego na swoich zębach z tabloidów wprost do twojej lodówki. Wpisując nazwisko Natalii w wyszukiwarkę, serce bije niczym napompowane adrenaliną, bo wszyscy krzyczą zgodnie: ewenement, zjawisko, czad. Nie będę się żalił, jak bardzo wyświechtany jest termin 'muzycznej rewolucji' w świadomości naszego społeczeństwa - co polski album, to 'rewolucja'; lecz tematowi zaszczepionemu 2 lata temu przez UNTUNE należy się uwaga, bowiem słowa takie jak 'techno', 'tribal', czy 'industrial' nie pojawiają się (z reguły) w niedzielnym kazaniu, czy kąciku muzycznym Familiady. Skąd więc tyle fistpumpingu do Zamilskiej? Przyjrzyjmy się trupom, wypadającym z szafy z napisem UNDONE.

poniedziałek, 9 maja 2016

Recenzja: Yelawolf - Love Story [2015]

Żyjemy w dziwnych czasach, gdy rapujący biali ludzie w tekstach wołają na siebie nawzajem 'nigga' (ot, 'czarnuch' po ziomkowemu). Eminem nie jest już jedyną kroplą mleka w czarnej hip-hopowej kawie, a postaci takie jak Machine Gun Kelly, Macklemore i G-Eazy zdobywają szacunek nie mniej prężnie niż Kanye, 2 Chainz, czy A$AP. Woźnym, wymiatającym łamigłówki słowne spod dywanu szpanerów, stara się być też Yelawolf. Ten, wskoczywszy z mikstejpów wprost pod skrzydła wydawniczego tandemu Shady / Interscope Records, popełnił w 2011 roku Radioactive - wyśrubowane do granic wypluwanie słów wprost na elektroniczno-trapowe podkłady. Krążek ten, choć nierówny, zajmował uwagę zdecydowaniem i determinacją płynącą z głosu snującego opowieści. Czego oczekiwać od Love Story? Cóż, Yella zasiadł na ganku z gitarą i jest wściekły jak wilk z okładki.

piątek, 29 stycznia 2016

Recenzja: Xilent - We Are Virtual [2015]

Z roku na rok, dźwięki 'od nas' dokonują ekspansji pewniejszej i dalszej. Nie stoimy już jednym Skalpelem w Ninja Tune i Catz n Dogz w Dirtybirdzie, a przechadzka palcem po koncertowej mapie nie kończy się na Wielkiej Brytanii, czy Niemczech. EDM dziś w cenie i modzie, dobrze więc mieć po swojej stronie barykady kogoś, kto umie powiedzieć 'Brzęczyszczykiewicz' (oby!). Za wierzchołek góry lodowej niech posłuży Xilent, rozpoczynając drum & bassowym truchtem u Johna B w Beta Recordings, a rozbijaniem murów na pełnym biegu w Monstercat i skrillexowym OWSLA kończąc. Nie bez znaczenia jest także AudioPorn Records, bo tamże swój debiutancki długograj, We Are Virtual, wydał jakis czas temu Eryk... I taki to Matrix, że brakuje tylko doklejonego do pudełka woreczka z czerowną i niebieską pigułką.

wtorek, 26 stycznia 2016

Recenzja: We Are Modeselektor [2013] (Film)

... To uczucie, gdy jest sobota wieczór, a ty nie jesteś na wyczekiwanym od pewnego czasu koncercie Modeselektor (za mało biletów się ponoć sprzedało, jak żyć?). Siedzisz za to w domu, z chęcią zatupania podłogi, lecz eliminujący pewne zachowania wiek pozwala jedynie na zawiedzione odsłuchiwanie kolejnych kawałków duetu. Niezłym pomysłem staje się wtedy zapoznanie z dokumentem przedstawiającym ludzi, których powinieneś mieć właśnie przed sobą na scenie... I tak nie masz nic lepszego do roboty, nie oszukuj się.


niedziela, 24 stycznia 2016

Recenzja: What So Not (Emoh Instead + Flume) - Gemini EP [2015] (MaSSS - Making a Short Story Shorter #8)

W 'MaSSS (Making a Short Story Shorter)' trochę miejsca zajmą EPki / single, które swoją zawartością nie pozostawiają wiele do dodania, jednak prezentują wystarczająco dużo dobrego / złego, by zasługiwały na kilka liter, zakończonych 5-stopniową skalą ocen. W dzisiejszym wydaniu: 

What So Not (Emoh Instead + Flume) - Gemini EP


środa, 13 stycznia 2016

Recenzja: Excision - Codename X [2015]

 Dawno, dawno temu, bohater naszego dzisiejszego spotkania, obserwując dubstepowe szaleństwo toczące się przez brytyjskie kluby, zapragnął odziać marketingowo nierzucający się w oczy, choć ciężko skrojony bas w metkę 'Made in USA'. Zaczął wyśmienicie, oferując produkcje ostrzejsze, niż wywodzące się z dubu i reggae wyspiarskie pierwowzory. Mimo to, wymiana mocy płynącej spod igły kręcącej się po winylu na populistyczny plastik wisiała w powietrzu. Stojący za projektem Jeff Abel do tematu podszedł radykalnie. Z produktu końcowego wyrzucił stopniowo wszystko, czym obrany za cel gatunek był, zamieniając go w absurdalnie świdrujące 'kokodżambo i do przodu'. Cztery lata temu, debiutancki album Excisiona trafił na rynek za sprawą nie jego własnej wytwórni płytowej (Rottun), a należącego do Deadmau5 dużo popularniejszego Mau5trap Recordings. Czy nadszedł już czas, by po niezliczonych festiwalach i współpracy z tuzami branży (zespół Korn chociażby), Jeff zarobił na swój Amerykański Sen, dźwigając Codename X nie na kontraktach z grubszymi rybami, a na swoich własnych plecach?