Przenieśmy
się w lata 2006-2010, kiedy to electro-house zapisywał się w
historii muzyki popularnej wielkimi literami. Festiwalowe sceny
drżały od dźwięków fidget
house i french
electro, a fanom wciąż brakowało palców, by zliczyć
wszystkie Justice, SebastiAny, Les Petits Pileuse, Surkiny... ogólnie
panowała Francja. Sytuacja prowokowała do wystąpienia kogoś
kłótliwego i rozwrzeszczanego. Długo nie musieliśmy czekać,
warto za to było schować się za przewróconym stołem przed siłą
hałasu generowanego od tego czasu przez The Bloody Beetroots,
Congorocka i Crookers. Mniejsze i większe sukcesy dwóch pierwszych
projektów zostały w pewnym momencie zjedzone przez zremiksowaną
wersję Day'n'Nite
Kid Cudiego, przebijając duet do świadomości tłumów dużo
bardziej, niż ich debiutancki długograj (Put
Your Hands On Me). Rok po
nim nadszedł sprawiający sporo zawodu drugi album, Tons
of Friends,
kontynuowane przez jeszcze słabszego
Dr. Gonzo...
Aż strach mieć jakiekolwiek oczekiwania w stosunku do Sixteen
Chapel.
niedziela, 13 grudnia 2015
środa, 9 grudnia 2015
Recenzja: Alesso - Forever [2015]
Przeglądając
notowanie setki najlepszych Djów świata (wg DJ Mag), można się
nie tylko podłamać na duchu, ale też zadumać. Rozróżnianie tak
wielu modnie zalizanych 'szwedzkich producentów' w obcisłych
koszulkach staje się coraz trudniejsze, zwłaszcza podczas spaceru
przez YouTube po sznurku nagrań Hardwell / Ingrosso / Garrix / Trash
/ Sunshine / Dimitry Vegas stanowiących wariację na temat jednej
piosenki. Na kolejną gwiazdę brylantyny, białego t-shirtu z Diesla
i zadatków na miliony dolców na koncie, wyrasta od jakiegoś czasu
także Alesso. Ten zechciał jednak zapakować swe brzmienie w album,
a nie jak konkurenci w setki singli, bo to i tak nieważne - całe
pieniądze idą z koncertów. Czy dzięki takiemu poświęceniu,
Forever nie wyląduje w koszu?
czwartek, 3 grudnia 2015
Recenzja: Rustie - EVENIFUDONTBELIEVE [2015]
Wydane w
2011 roku Glass Swords, podniosło powieki czujnych na świeże
połamańce. Stojący za nim Rustie przyklepał wtedy prężnie
wałkujący melodie i bas ruch zwany rozmaicie, bo jeśli nie wonky
dubstep, to uk future garage. Trzy lata później, przy Green
Language, stał na ziemi ciężko jak w butach z betonu, trapowe
perkusyjne snare'y na stałe wprowadzając do słowników sympatyków
muzyki elektronicznej, doprawiając cukierkowymi syntezatorami i
odrobiną rapu. Za dobrze było, więc chwilę później, niczym
największy antyfan, cios Rustiemu zadała cukrzyca. Ten, nie dość,
że chybiony, spotkał się z kontrą w postaci napisanego ze
szpitalnego łóżka '160 Hospital Riddim'. Rok później robi się
jeszcze bardziej nieczysto, za sprawą trzeciego długograja,
EVENIFUDONTBELIEVE, który nie dość, że kopie podleczone
choróbsko, staje także do walki z powietrzem, starając się
przeszyć je kolejną falą basu najwyższej próby.
Subskrybuj:
Posty (Atom)