niedziela, 13 grudnia 2015

Recenzja: Crookers - Sixteen Chapel [2015]

Przenieśmy się w lata 2006-2010, kiedy to electro-house zapisywał się w historii muzyki popularnej wielkimi literami. Festiwalowe sceny drżały od dźwięków fidget house i french electro, a fanom wciąż brakowało palców, by zliczyć wszystkie Justice, SebastiAny, Les Petits Pileuse, Surkiny... ogólnie panowała Francja. Sytuacja prowokowała do wystąpienia kogoś kłótliwego i rozwrzeszczanego. Długo nie musieliśmy czekać, warto za to było schować się za przewróconym stołem przed siłą hałasu generowanego od tego czasu przez The Bloody Beetroots, Congorocka i Crookers. Mniejsze i większe sukcesy dwóch pierwszych projektów zostały w pewnym momencie zjedzone przez zremiksowaną wersję Day'n'Nite Kid Cudiego, przebijając duet do świadomości tłumów dużo bardziej, niż ich debiutancki długograj (Put Your Hands On Me). Rok po nim nadszedł sprawiający sporo zawodu drugi album, Tons of Friends, kontynuowane przez jeszcze słabszego Dr. Gonzo... Aż strach mieć jakiekolwiek oczekiwania w stosunku do Sixteen Chapel.

środa, 9 grudnia 2015

Recenzja: Alesso - Forever [2015]

Przeglądając notowanie setki najlepszych Djów świata (wg DJ Mag), można się nie tylko podłamać na duchu, ale też zadumać. Rozróżnianie tak wielu modnie zalizanych 'szwedzkich producentów' w obcisłych koszulkach staje się coraz trudniejsze, zwłaszcza podczas spaceru przez YouTube po sznurku nagrań Hardwell / Ingrosso / Garrix / Trash / Sunshine / Dimitry Vegas stanowiących wariację na temat jednej piosenki. Na kolejną gwiazdę brylantyny, białego t-shirtu z Diesla i zadatków na miliony dolców na koncie, wyrasta od jakiegoś czasu także Alesso. Ten zechciał jednak zapakować swe brzmienie w album, a nie jak konkurenci w setki singli, bo to i tak nieważne - całe pieniądze idą                                                           z koncertów. Czy dzięki takiemu poświęceniu, Forever                                                           nie wyląduje w koszu?

czwartek, 3 grudnia 2015

Recenzja: Rustie - EVENIFUDONTBELIEVE [2015]

Wydane w 2011 roku Glass Swords, podniosło powieki czujnych na świeże połamańce. Stojący za nim Rustie przyklepał wtedy prężnie wałkujący melodie i bas ruch zwany rozmaicie, bo jeśli nie wonky dubstep, to uk future garage. Trzy lata później, przy Green Language, stał na ziemi ciężko jak w butach z betonu, trapowe perkusyjne snare'y na stałe wprowadzając do słowników sympatyków muzyki elektronicznej, doprawiając cukierkowymi syntezatorami i odrobiną rapu. Za dobrze było, więc chwilę później, niczym największy antyfan, cios Rustiemu zadała cukrzyca. Ten, nie dość, że chybiony, spotkał się z kontrą w postaci napisanego ze szpitalnego łóżka '160 Hospital Riddim'. Rok później robi się jeszcze bardziej nieczysto, za sprawą trzeciego długograja, EVENIFUDONTBELIEVE, który nie dość, że kopie podleczone choróbsko, staje także do walki z powietrzem, starając się przeszyć je kolejną falą basu najwyższej próby.