Scena
producentów tworzących 'indie' instrumentalny hip-hop,
wydawany własnym pomysłem, w większości za pomocą Bandcampa,
urosła ostatnimi czasy do całkiem konkretnych rozmiarów,
głownie za sprawą nieskończonej ilości pomysłów na
ożywienie true-schoolowego brzmienia i eklektycznego podejścia do
tego co robią - inspiracji twórczością J Dilli czy Madliba
pomieszanych silnie z elektroniką i jazzem, samplowania
balansującego na granicy pomiędzy remiksem a własną kompozycją.
Ta-ku jest jedną z najbardziej chyba zapracowanych postaci tegu
nurtu, trudno zliczyć ile EPek, paczek z bitami i regularnych
albumów jego autorstwa ujrzało światło dzienne. Najnowszy z
tej ostatniej kategorii jest kolaboracją z członkiem jazz-hopowego
kolektywu Crown City Rockers, Raashanem Ahmadem, który
wzbogacił projekt wokalami. Od realizacji pomysłu do jego wydania
nie wiedzie droga prosta, bowiem płyta została nagrana ponad rok
temu i zapomniana odleżała na dysku Ahmada swój czas, a jej
odkopanie okazało się dziełem przypadku. Sugerować by to mogło,
że materiał będzie odgrzewanym skokiem na portfel, jednak nic
bardziej mylnego. Oprócz limitowanej edycji winylowej, jest
jeszcze wersja .mp3 dostępna do pobrania za darmo, choć nawet jeśli
byłoby inaczej - materiał broni się sam.
Na
odpieranie ataku niedowiarków czasu jest mało, ale
wykorzystano go z nawiązką - na wydawnictwo składa się 16
kawałków, żaden z nich nie trwa dłużej niż trzy minuty,
zdecydowana większość nie dociera nawet do granicy przekraczającej
dwie - oparte na zapętleniu, wychodzącym na pierwszy plan beacie,
utwory nie mają wyraźnego początku i często urywają się niemal
nagle, jednak zebrane w jeden worek nabierają dopasowania, tworząc
bujającą, zaprawioną posmakiem klasycznego kasetowego hip-hopu
całość. Kompozycje pasują do siebie tak dobrze jak i style samych
muzyków - 'miękkie' instrumentale Ta-ku, przesycone jazzem,
funkiem, z elektronicznymi naleciałościami, z cięższą stopą
kiedy zachodzi taka potrzeba i rymy Ahmada, które mimo
wyrazistości i energicznego charakteru nie wychodzą na pierwszy
plan na tyle, żeby podkład odpłynął z pola słyszenia i stał
się tylko podkładem.
Low
Fidelity, High Quality można określić jako 'Sunshine
Rap' z miejscem na wyższe obroty - soundtrack nie tylko dla
właścicieli low-riderów, miłośnicy leniwego chilloutu w
wygodnym fotelu też zawieszą ucho.
- stmb72
- no wonder
- phenominal
-
i need you
- street ministry
- up
- louder
- say word
- cold
- real life
- lean left
- his-tor-y
- dreamcatcher
- hard to imagine
- extra extra
- what i said
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz