poniedziałek, 28 października 2013

Recenzja: Datsik - Let It Burn [2013]

W oczach fanów 'true-schoolowego' dubstepu z brytyjskimi korzeniami, jego amerykańska - brostepowa odmiana jest przeważnie godnym politowania, płytkim zabójstwem tego gatunku. Mordercą, który w dodatku przyznał się do winy, okazał się Rusko, 'zdrajca', bo sam pochodzi z wysp. Jego przewinienie przyczyniło się jednak do wylansowania takich artystów jak Excision, czy Datsik. Brostep od wydawnictw Digital Mystikz, czy Distance'a odróżnia przede wszystkim podejście 'byle ciężej' - odarcie z sub-bassu na rzecz wobbli, świdrów i laserów. Wspomnianych wcześniej Jeffa 'Excisiona' Abela i Troya 'Datsika' Beetlesa połączyły stosunki nie tylko przyjacielskie, ale i zawodowe - pierwszy z nich jest ojcem Rottun Records, właściwie kultowego już w kręgach 'ciężarnych' labelu (niestety obecnie słabującego), z którym drugi był związany niemal od początku, by rok temu utworzyć Firepower Records, którego katalog wygląda coraz bardziej obiecująco. Let It Burn jest drugim albumem Beetlesa, a każdy kto chciałby przekonać się na ile sposobów jest on lepszy od debiutanckiego Vitamin D (DIM MAK Records, 2012), ma okazję zrobić to bardzo małym kosztem - jest na tyle dobry, by wart był pieniędzy, ale system 'zapłać ile chcesz' umożliwia nawet zassanie płyty za darmo. 

Przygotowując się do odsłuchu Let It Burn nie należy spodziewać się niespodzianek stylistycznych. Całość jest ciężkim miksem brostepu, mid-tempo, drumstepu i electro-housu; potraktowanym sygnaturowym wobblem Troya, przy niektórych kompozycjach można mówić nawet o powrocie do zahaczających jeszcze o dubstep Datsikowych korzeni. Bardzo miłym zaskoczeniem jest budowa całości - Vitamin D zawodziło rozsypanym charakterem, brzmiącym niemal jak kolekcja kawałków stworzonych za pomocą supermarketowych kreatorów muzyki typu „tekturka + ulotka + 1000 sampli w 1 CD za 9.90”. To, że tym razem będzie lepiej, zapowiada już klasycznie brzmiący tytułowy 'Let It Burn', przypominający czasy Rottun Records z okolic 2010 roku, co w tym przypadku jest zaletą, a nie symbolem zacofania. Innymi przykładami podobnej stylistyki są jeszcze 'Scum' (Duke Nukem na samplach!) i 'Athena' i... właściwie na tych trzech kompozycjach przywoływanie korzeni 'w prostej linii' się kończy, ale nie jest to na szczęście równoznaczne z wyczerpaniem zalet tego albumu. W pamięć zapada też 'Rusko-podobne' 'East Side Swing', czy Oxygen z wokalnym udziałem Zyme'a - biją z niego z wyraźne inspiracje kolegami po fachu, takimi jak Barron, czy Getter, który zresztą pojawia się w 'Glock Burst', który wypada zadziwiająco softowo jak na taką współpracę. Oprócz wspomnianych panów, na featuringu pojawia się Georgia Murray w 'Hold It Down', a producencko Datsika wsparł też Bais Haus, udzielając się w electro-housowym 'Closer To The Sun'. Całość zamyka godnie melodyjne 'All Or Nothing'. Pośród wszystkich zalet, trafił się też zgrzyt - 'Buckshot', nieciekawie posklejany, brzmiący jak odrzut z sesji Vitamin D.

Let It Burn, z pewnością nie stanie się klasyką dubstepu, brostepu, czy innego dowolnego stylu i nawet nie próbuje sięgać podium, zasługuje jednak na kredyt zaufania i przebaczenie dość płaskiego i mało odkrywczego podejścia do klimatycznego z definicji charakteru gatunku który stara się reprezentować, gdyż udowadnia, że Datsik mimo wysypu nowych producentów, dalej jest ważną postacią amerykańskiej sceny basowej. Przygarnięty, staje się po prostu kolejnym albumem do którego miło się wraca raz na jakiś czas.


Ocena: 7+/10
  1. Let It Burn
  2. East Side Swing
  3. Hold It Down (Feat. Georgia Murray)
  4. Scum
  5. Buckshot
  6. Oxygen (Feat. Zyme)
  7. Glock Burst (Feat. Getter)
  8. Closer To the Sun (Feat. Bais Haus)
  9. Athena
  10. All Or Nothing

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz