Przenieśmy
się w lata 2006-2010, kiedy to electro-house zapisywał się w
historii muzyki popularnej wielkimi literami. Festiwalowe sceny
drżały od dźwięków fidget
house i french
electro, a fanom wciąż brakowało palców, by zliczyć
wszystkie Justice, SebastiAny, Les Petits Pileuse, Surkiny... ogólnie
panowała Francja. Sytuacja prowokowała do wystąpienia kogoś
kłótliwego i rozwrzeszczanego. Długo nie musieliśmy czekać,
warto za to było schować się za przewróconym stołem przed siłą
hałasu generowanego od tego czasu przez The Bloody Beetroots,
Congorocka i Crookers. Mniejsze i większe sukcesy dwóch pierwszych
projektów zostały w pewnym momencie zjedzone przez zremiksowaną
wersję Day'n'Nite
Kid Cudiego, przebijając duet do świadomości tłumów dużo
bardziej, niż ich debiutancki długograj (Put
Your Hands On Me). Rok po
nim nadszedł sprawiający sporo zawodu drugi album, Tons
of Friends,
kontynuowane przez jeszcze słabszego
Dr. Gonzo...
Aż strach mieć jakiekolwiek oczekiwania w stosunku do Sixteen
Chapel.
Czwarty
krążek jest pierwszym, który powstał już nie w duecie, a w
głowie jego brodatej połowy – Francesco 'Phra' Barbaglii. Ten,
opanowawszy sztukę cofania się, by dokonać postępu, rozłożył
na czynniki pierwsze ostatne wydawnictwo, zabrał z niego wszystkie
udziwnienia i dokleił je do bardziej poukładanego oblicza Tons
of Friends. 'Picture This' to
groteskowo rozpiszczany zjazd szaloną kolejką górską, postawioną
w samym środku lasu równikowego, wprost pod drzwi 'Able to
Maximize', w którym obok fletu, w tańce wpleciono dźwięki dzwonka
do drzwi i podwodne bulgotanie. 'Heavy' toczy beat wolniej, miarowe
housowe cykanie podszywając basem na granicy pękania bębenków. Te
rozrywane są chwilę później przez kwaśne i niepokojące 'Belly
Button Tickler', wyrapowane przez Mr MFN eXquire'a. Rymowane zwrotki
wypadają nieźle także w sunącym 'Strokin'' (dobre tło pod walki
b-boyów, zanotować) i zerżniętym jakby z Brodinskiego 'Get
Excited'. Wszystko pięknie, świeżo, nowocześnie, ale nie sposób
otrzeć łezkę kręcącą się w oku przy sięganiu aż do czasów
przedalbumowych Epek. Szybko i wysoko pompujące brzmienie acid
electro '128bpm', hipnotycznie powtarzalne 'WTP', basowo osadzone w
głośniku jak grubasek w kinowym siedzeniu 'Sgeddo', czy na pierwszy
rzut ucha tak niedopasowane podkładowo-wokalnie 'Mark It Up' –
przypominają się czasy youtubowych 'fidget electro mix 2008' i
miksów labelu Cheap Thrills. Na sekundę robi się nawet
'seksualnie-niebezpiecznie', a to za sprawą 'Dangerous', czyli r&b
po Crookersowemu.
Sixteen
Chapel teoretycznie nie miało
szans, by przywrócić wiele razy sprawdzona markę do rangi, która
coś znaczy i gdziekolwiek się liczy. Okazał się jednak miłą
niespodzianką, ale tylko przy podkreśleniu, że oczekiwania były
żadne, lub znikome. Album zamyka króciutkie 'Eyes Eyes Baby' i
'Ghetto Guetta', będące zarówno ironicznym komentarzem do tego, co
się dzieje w muzyce popularnej, jak i określeniem tak trafnym, że
w sumie cała płyta i jej recenzja mogłaby zamknąć się w tych
dwóch słowach, lecz wtedy ani Phra nie czułby motywacji do
rozwoju, ani ja nie miałbym o czym pisać.
Ocena:
7/10
- 1+1=1 (Intro)
- Picture This (feat. Dilligas)
- Able To Maximize
- Micio Micio (Skit)
- Heavy
- Belly Button Tickler (feat. Mr. MFN eXquire)
- Dangerous (feat. MDNT)
- 128bpm
- Strokin' (feat. TJR & Antwon)
- Mark It Up (feat. Beldina)
- WTP
- Get Excited (feat. STS)
- Sgeddo (feat. Zombie Nation)
- Eyes Eyes Baby (Skit)
- Ghetto Guetta
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz