Pseudonim
naszego dzisiejszego milusińskiego może nie mówić ci absolutnie
nic, lecz na wspomnienie jednej z jego kompozycji, zapewne reagujesz
torsjami do dziś: 'Harlem Shake' przez długi czas było ścieżką
dźwiękową do dziwniejszej strony jutuba. Gwiazda producenta
zaczęła przygasać, gdy okazało się, że po You Tube krąży w
tragicznej jakości więcej niewydanych, zapętlonych odrzutów
Baauera, niż rzeczy skończonych i wypuszczonych na rynek. Biznes
nie śpi, o czym świadczyć mogą rewelacyjnie wyciosane krążki
kolegów po fachu (RL Grime, What So Not), więc i Aa dostarczone
zostało wreszcie - zobaczmy, czy będzie cygarko sukcesu, czy
wygnieciony pet porażki.
![]() |
BAAUER |
Wygląda
na to, że Baauer zabrał pracę z kolan na deskę kreślarską,
wreszcie poświęcając uwagę budowie swoich kawałków. Do tej
pory, większość jego katalogu była wyrwana z kontekstu, zazwyczaj
prowadzona obłędną z początku, lecz przez swoją powtarzalność
coraz bardziej irytującą pętlą ('Higher' po trzecim podejściu stawało się niesłuchalne). Otwierające 'Church' (+ przerywnikowe
'Good & Bad' i 'Church Reprise') buduje niemal mistyczne
napięcie, a ciągnące się tuż za jego plecami 'GoGo!' dorzuca
euforię, dobrze znaną każdemu, kto stracił choć raz rozum przy
'Big Catzz' Rusty'ego. 'Body' i 'Way From Me' bawią się w
niespieszne uderzenia beatu, wzbogacone poszatkowanym, przesterowanym
kobiecym wokalem, czyniąc przyjemnie ciepłe nawiązania do
twórczości AlunaGeorge. Bryza z dalekiego wschodu zawiewa w postaci
electro-house najdelikatniejszego z delikatnych - cukierkowego
'Pinku'. Ten rozwiewa się szybko, robiąc miejsce dla pojedynków na
kocie ruchy przy tętniącego uliczną Ameryką 'Sow' i na noże przy
grime'owo brytyjskim 'Day Ones'. Jeszcze więcej wszędobylskiego
stanu zagrożenia zapewnia M.I.A. i G-Dragon w orientalnym, płynącym
ponad budynkami 'Temple', ale spokojnie, na końcu tęczy czekają
Pusha i Future, swoje wokale podrzucający na upalonym i
zrelaksowanym 'Kung Fu'. 'Make It Bang' stawia słuchaczy przed
ścianą pompującego hałasu, odrobinę na bezczela kopiując 'Boog'
z jednej z wcześniejszych EPek. No nie byłby sobą, gdyby nie
wrzucił na krążek choć odrobiny trwających chwilę odrzutów, tak
więc Aa kończy się
lekko ponad minutą wycinków niedokończonych, przeskakujących jak
stacje w radiu.
Wciąż
trwająca moda na trap potrafi obudzić u mnie najbardziej bogate w
dezaprobatę grymasy, bo trudno pozbyć się wrażenia, że wszyscy
zaczęli brzmieć tak samo, odkąd ten rapowy nurt przedarł się na
pełnych żaglach do elektroniki. Zawsze jednak, gdy marudzę na trap,
pojawia się RL Grime, od sztampy odcinający się swymi potężnymi
dźwiękami wibrującymi z wnętrza ziemi - kiedy dwa lata temu wydał
Void, dałbym sobie
ręce uciąć, że co najmniej do 2020 roku nic go nie przebije.
Baauer na swoim pierwszym długograju chwycił się kilku gatunków
(trap, electro-cokolwiek, garage, szczątki moombah) i nawet udało
mu się je zgrabnie połączyć, jednak zamiast czegoś na miarę
potęgi RL-owego 'Core', 'Scylli', czy 'Valhalli', słyszy się
zaledwie poprawnie odrobioną pracę domową. Czy Aa
chociaż zbliżył się mimo to do poziomu mego ulubieńca?
Werble
proszę...
...
A w życiu, czekamy dalej.
Ocena:
6/10
- Church
- GoGo!
- Body
- Pinku
- Sow
- Day Ones (Feat. Leikeli47 & Novelist)
- Good & Bad
- Way From Me (Feat. Tirzah)
- Temple (Feat. M.I.A. & G-Dragon)
- Make It Bang (Feat. TT The Artist)
- Kung Fu (Feat. Future & Pusha T)
- Church Reprise (Feat. Rustie)
- Aa
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz