poniedziałek, 30 maja 2016

Recenzja: Boys Noize - Mayday [2016]

Pomimo miażdżącego debiutu i dobrej kontynuacji, trzeci album Alexa Ridhy zagubił się za liczącą się w 2012 stawką. Zęby nawet najbardziej wiernych fanów zadzwoniły w obawie, czy kolejne wzmianki o producencie ograniczą się do '-Boys No... kto?'. Out Of The Black obfitował w podnośniki włosów na rękach, lecz tożsamość brzmienia zdawała się rozmywać i tak. To tu przewinął się nieeemal ciekawy dubstep, to tam ledwo dychała praaawie udana kolaboracja ze Snoop Doggiem – nie warto było jeszcze pakować tobołów i uciekać z tego statku, ale walizka w polu widzenia była niezłym pomysłem. Mayday pojawia się dość nagle i bez pompowania balonu, lecz po wizycie w garderobie. Wchodzenie w buty Bogatych TrendoTwórczych zamienione na elektro-punkowe                                                           łypanie spod oka? No dobra, wstępnie wpiszcie mnie w listę                                                           gości.

Boys Noize
W oparciu o najbardziej wiarygodne źródło informacji na świecie, czyli oczywiście Wikipedię, dowiadujemy się, że: /Mayday – komunikat o bezpośrednim zagrożeniu życia używany w łączności radiotelefonicznej i teleksowej; odpowiednik sygnału SOS w radiotelegrafii. Wywodzi się z francuskiego m'aider oznaczającego "pomocy"/. Co więcej, sama zajawka krążka polegała na partyzanckich i zamykanych dopiero przez policję koncertach przetaczających się przez ulice Berlina, a tłuczone szkło, gruz i zamieszki to wiszący w powietrzu temat przewodni Mayday. Rozpoczynające 'Overthrow', czy wiedziona prostym, zapamiętalnym klawiszowym leadem (rozbijającym sobie nos o bezkompromisowy beat) 'Euphoria', odrabiają pracę domową z budowania piekielnego mikroklimatu. Podkłuwający w cztery litery kwaśny, EBMowym elektro jazgot, wyciągnięty z inspiracji Gesaffelsteinem ('Revolt', 'Would You Listen') i The Hackerem ('Los Nicos') jest odczuwalny, a i Kraftwerk, czy wczesny, romansujący z elektroniką hip-hop zadomawia się na kilka chwil ('Rock The Bells', 'Midnight'). 'Mayday' to z kolei czas otwarcia ciasnej, industrialnej puszki i nabrania powietrza w płuca, zbudowane w podobnym, płynącym wysoko ponad chodnikiem duchu co stworzone kilka lat wstecz w kolaboracji z Erolem Alkanem i Jarvisem Cockerem 'Avalanche'. 'Dynamite' zakrawa na eksperyment brzmienia nie tylko Alexa, ale też powracającego, miejmy nadzieję w pełnym zdrowiu, Bengi, wysokie wokalne zajawki i jungle'owe zagwozdki metodycznie rozbijając o brutalnie syntetyczne, miarowe uderzenia beatu. Producent nie byłby sobą, nie wrzuciwszy odrobiny swego 'sztuka dla sztuki', tym razem jako pochlastany i generalnie męczący 'Hadkotzen'. Boys Noize pozostał także konsekwentny przy zerkaniu w kalendarz, namiastkę wakacyjnego klimatu zawierając w '2 Live' (gdyby tak wyciąć rzucające mięchem bębny i rozbudować partie wokalne, byłby wakacyjny hit, ale po co grzeszyć); nostalgicznie wyciszone, future-garażowe 'Starchild' oraz przesłodzone jak wszystko, czego ostatnio tyka się Hudson Mohawke 'Birthday' – choć zakończenie to i tak lepsze niż koszmarek ze Snoop Doggiem, zamykający cztery lata temu Out Of The Black.

Mayday, tak jak poprzednik, nie przebije się przez rwący potok gwiazdeczek wziętych znikąd, na baseny zarabiających naciskaniem play w ekranie laptopa na wielkich scenach, lecz przynajmniej wystrugał sobie wiosło i walczy z prądem. Alex i jego muzyczna podróż relacji Berlin-Detroit, rozkwita nową wrażliwością, ale i tak czujnym bądź i gotowym na spotkanie Boys Noiza w glanach i z nożem, czającego się gdzieś w zakamarkach miasta nocą.


Ocena 7/10
  1. Overthrow
  2. Mayday
  3. Dynamite (Feat. Benga)
  4. Rock the Bells
  5. Euphoria (feat. Remy Banks)
  6. 2 Live
  7. Would You Listen
  8. Revolt
  9. Starchild (feat. POLIЗA)
  10. Midnight
  11. Los Niсos
  12. Hardkotzen
  13. Birthday (x Hudson Mohawke x Spank Rock)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz