Pomimo
miażdżącego debiutu i dobrej kontynuacji, trzeci album Alexa Ridhy
zagubił się za liczącą się w 2012 stawką. Zęby nawet
najbardziej wiernych fanów zadzwoniły w obawie, czy kolejne
wzmianki o producencie ograniczą się do '-Boys No... kto?'. Out
Of The Black obfitował w podnośniki włosów
na rękach, lecz tożsamość brzmienia zdawała się rozmywać i
tak. To tu przewinął się nieeemal ciekawy dubstep, to tam ledwo
dychała praaawie udana kolaboracja ze Snoop Doggiem – nie warto
było jeszcze pakować tobołów i uciekać z tego statku, ale
walizka w polu widzenia była niezłym pomysłem. Mayday
pojawia się dość nagle i bez pompowania
balonu, lecz po wizycie w garderobie. Wchodzenie w buty Bogatych
TrendoTwórczych zamienione na elektro-punkowe łypanie spod oka? No
dobra, wstępnie wpiszcie mnie w listę gości.
Boys Noize |
W
oparciu o najbardziej wiarygodne źródło informacji na świecie,
czyli oczywiście Wikipedię, dowiadujemy się, że: /Mayday
– komunikat o bezpośrednim zagrożeniu życia używany w łączności
radiotelefonicznej i teleksowej;
odpowiednik sygnału SOS w radiotelegrafii. Wywodzi się z francuskiego m'aider
oznaczającego
"pomocy"/. Co
więcej, sama zajawka krążka polegała na partyzanckich i
zamykanych dopiero przez policję koncertach przetaczających się
przez ulice Berlina, a tłuczone szkło, gruz i zamieszki to wiszący
w powietrzu temat przewodni Mayday.
Rozpoczynające
'Overthrow', czy wiedziona prostym, zapamiętalnym klawiszowym leadem
(rozbijającym sobie nos o bezkompromisowy beat) 'Euphoria',
odrabiają pracę domową z budowania piekielnego mikroklimatu.
Podkłuwający w cztery litery kwaśny, EBMowym elektro jazgot,
wyciągnięty z inspiracji Gesaffelsteinem ('Revolt', 'Would You
Listen') i The Hackerem ('Los Nicos') jest odczuwalny, a i Kraftwerk,
czy wczesny, romansujący z elektroniką hip-hop zadomawia się na
kilka chwil ('Rock The Bells', 'Midnight'). 'Mayday' to z kolei czas
otwarcia ciasnej, industrialnej puszki i nabrania powietrza w płuca,
zbudowane w podobnym, płynącym wysoko ponad chodnikiem duchu co stworzone kilka lat wstecz w kolaboracji z Erolem
Alkanem i Jarvisem Cockerem
'Avalanche'. 'Dynamite' zakrawa na eksperyment
brzmienia nie tylko Alexa, ale też powracającego, miejmy nadzieję
w pełnym zdrowiu, Bengi, wysokie wokalne zajawki i jungle'owe
zagwozdki metodycznie rozbijając o brutalnie syntetyczne, miarowe
uderzenia beatu. Producent nie byłby sobą, nie wrzuciwszy odrobiny
swego 'sztuka dla sztuki', tym razem jako pochlastany i generalnie
męczący 'Hadkotzen'. Boys Noize pozostał także konsekwentny przy
zerkaniu w kalendarz, namiastkę wakacyjnego klimatu zawierając w '2
Live' (gdyby tak wyciąć rzucające mięchem bębny i rozbudować
partie wokalne, byłby wakacyjny hit, ale po co grzeszyć);
nostalgicznie wyciszone, future-garażowe 'Starchild' oraz
przesłodzone jak wszystko, czego ostatnio tyka się Hudson Mohawke
'Birthday' – choć zakończenie to i tak lepsze niż koszmarek ze
Snoop Doggiem, zamykający cztery lata temu Out
Of The Black.
Mayday,
tak jak poprzednik, nie przebije się przez rwący potok gwiazdeczek
wziętych znikąd, na baseny zarabiających naciskaniem play w
ekranie laptopa na wielkich scenach, lecz przynajmniej wystrugał
sobie wiosło i walczy z prądem. Alex i jego muzyczna podróż
relacji Berlin-Detroit, rozkwita nową wrażliwością, ale i tak
czujnym bądź i gotowym na spotkanie Boys Noiza w glanach i z nożem,
czającego się gdzieś w zakamarkach miasta nocą.
Ocena
7/10
- Overthrow
- Mayday
- Dynamite (Feat. Benga)
- Rock the Bells
- Euphoria (feat. Remy Banks)
- 2 Live
- Would You Listen
- Revolt
- Starchild (feat. POLIЗA)
- Midnight
- Los Niсos
- Hardkotzen
- Birthday (x Hudson Mohawke x Spank Rock)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz