Projektów
podobnych nowojorskiemu Ratatat trudno doszukać się wielu.
Indietronikowi drwale syntetycznie słodkie gitarzenie stawiają na
równi z gotowaniem mikstejpów pełnych rapujących ziomków, choć
od debiutanckiego długograja pojękuje za ich plecami szarpanie
wciąż tych samych strun i ciągłe reedycje wcześniejszych
pomysłów. Po przerwie dłuższej niż zwykle, E*vax i Mike
wytaczają wreszcie krążek o szumnej nazwie
Magnifique. Mocnymi
słowami można sobie rykoszetem zęby wybić, ale sprawdźmy tę
'wspaniałość'.
Zacznijmy
od wieści dobrych - na piątym wydawnictwie pojawia się aż jedna
nowość w postaci barokowych dźwięków zawartych w introdukcji i
potem w outro, tworzących trwającą w sumie półtorej minuty
klamrę dla ponownej rutyny. Singlowe 'Cream On Chrome' i 'Abrasive'
bronią honoru Magnifique
jak mogą, pocąc się przy tym zapadającą w pamięć linią
melodyczną i (w stosunku do tego, co robi większość z kolejnych
kawałków) mniej błądzącym z głową w chmurach tempem. Z
'większości', dzięki nieobciętym pazurom agresywnego – jak na
Ratatat – pompowania beatu, wykreśla się też 'Nightclub Amnesia'
i chwilowo podnoszone solówkami 'Pricks of Brightness'. Reszta
materiału, to duet znany i mimo wszystko uwielbiany. Na zawstydzonym
uroku 'Countach' kraść można serduszka co skromniejszych niewiast,
drugą bazę odwiedzając przy dźwiękach 'Supreme', za x lat
wpominając owe ekscesy przy 'I Will Return'. Są więc oniryczne
przestery, wtrącające się pianino dodające słodyczy oraz
okazjonalne wysokie pod sam sufit buildupy, ramię w ramię wygrywane
na elektrykach. Właściwie, brakuje tylko Karin Dreijer (The Knife /
Fever Ray) wyjącej w niespodziewanie przyjemnie dyskomfortowym
'Drift'. W teorii jest całkiem nieźle.
Praktycznie,
do perfekcji pozostają kilometry nie do przebycia, bo aspirujący do
niej tak pogonili w piętkę w kwestii własnego rozwoju, że aż
stracili nogi. Magnifique zmierza donikąd, niczego świeżego nie
oferując, a i śledzący karierę Ratatat od początku, miast
geniuszu dostrzec mogą nieświadome (?) zagubienie zespołu. Pijąc
do tytułu kończącego album coveru Springwatera: jeśli
wrócą, niech zrobią to znów żyjąc, bo na razie jestem obrażonym
fanbojem...
Ocena:
5/10
- Intro
- Cream On Chrome
- Magnifique
- Abrasive
- Countach
- Drift
- Pricks Of Brightness
- Nightclub Amnesia
- Cold Fingers
- Supreme
- Rome
- Primetime
- I Will Return
- Outro
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz