piątek, 2 października 2015

Recenzja: Disclosure - Caracal [2015]

Disclosure to świetny przykład tego, jak łatwo można pod sobą wykopać dołek. Co najgorsze, wina nie leży nawet po stronie tworzących duet braci Guya i Howarda Lawrence'ów – bo co oni komu zrobili, że po drobiazgowo rozrysowanych uk-garage'owo-dubstepowych singlach i Epkach, popełnili jedną z najważniejszych płyt rozrywkowych ostatnich lat – Settle. Podia list przebojów stanęły otworem, sceny największych festiwali zabrzmiały ich roztańczeniem, nowy Bond zyska utwór spod ich palców, a konkurencja wzdycha gdzieś kilka pięter popularności niżej, już nawet nie walcząc z metką 'brzmi / nie brzmi jak Disclosure' - mamy i wspomniany dołek, wykopany przez 'disklołżermanię'. Sami wzburzyli falę, sami próbują ją okiełznać, za broń mając Caracal. Zerknijmy, czy się nie potopią.

W wywiadach poprzedzających premierę drugiej płyty, chłopcy wyrażali zmęczenie muzyką house, niczym gluten i ulotki świadków Jehowy pakowaną do wszystkiego (konkluzja moja). Jeśli jest się za swoje klepanie po klawiszach nominowanym aż do nagrody Mercury i Grammy, warto jednak trzymać się tego wózka, a więc o całkowitej zmianie stylu nie mogło być mowy. Otwierające 'Nocturnal' stawia na wolniejszy niż zwykle beat, okraszony aurą wieczorowego klimatu i zajawką tajemniczości, w drzwiach luksusowej willi stawiając ubranego w garnitur The Weeknda, częstującego szampanem i swym wyłażącym ostatnio zewsząd, pełnym emocji wokalem. Kilka kroków dalej, wciskając w dłoń drinka z zakręconą słomką, kołnierzyk delikatnie pod szyją rozpina nam traktowalny właściwie jak mały, trzeci braciszek w rodzinie, Sam Smith. 'Omen' oczyszcza atmosferę z napięcia, leniwie przeszywając lepkie od radości powietrze soulem, pociągniętym pod brodę jeszcze wyżej przez Gregory'ego Portera, tym razem pod pełne pozytywnych emocji, 2-stepowe hałsiwo ('Holding On'). Po wejściu na czwarty w trackliście stopień, dostrzegalne staje się standardowe dla Disclosure wejście pod tytułem 'zacznijmy od unts unts unts unts, potem zobaczymy, gdzie to dalej potoczyć'. 'Hourglass' na szczęście turla sie ładnie, wokalem ładniejszej połowy grupy Lion Babe wprawiając w ruch dokładnie wycięte beaty, rozbite w milion kawałków cudnie zbasowaną wstawką. Podobnie działa szybkie i bujające 'Echoes' z chwytliwie prostym klawiszowym leadem, a także 'Jaded', wbijające się w głowę nie instrumentalnym gwoźdźwiem, a prawie wypiszczanym 'Why, oh why do you have to lie?'.

Jak do tej pory, idziemy gęstą od żarówek ścieżką, zakończoną wielkim neonem z napisem Settle II, warto więc zajrzeć w kolekcję wolniejszych kompozycji, których na debiucie zabrakło. Zbiór ten, w porównaniu ze stricte tanecznym Settle, morderczo i szalenie jest wielki, bo pęka w szwach od aż pięciu chilloutów. 'Willing & Able' i 'Good Intentions' parują od zagubienia w wielkim mieście, lecz mają miłość w sercu; 'Magnets' zamienia 'och, jak wiecznie spięta i mroczną' Lorde w uroczą, puszczająca oko do panów kusicielkę; choć panie zapewne wolałyby przytulić się do Rakeia, kończącego album masującą skronie R&B balladką. Co do 'Superego'... tylko ja słyszę gdzieś głęboko 'The Weekend' Michaela Graya?

Caracal okazuje się być bardzo dobrym albumem, dorastającym do pięt swojemu poprzednikowi, choć jest za niski, by go przeskoczyć. W przerwach w tańcu, Settle oglądało się z perspektywy emeryta karmiącego w parku gołębie, z ukłuciem ciekawości i zazdrością werwy, polotu i sylwetki tego młodziaka. Następcę wypolerowano, ścierając z niego niepowtarzalny czas bezkarnego gówniarstwa i totalnej zabawy muzyką. Z drugiej strony, zamienić trądzik na garnitur i aktówkę niewielu potrafi w takim stylu... Klasa.


Ocena: 8/10
  1. Nocturnal (feat. The Weeknd)
  2. Omen (feat. Sam Smith)
  3. Holding On (feat. Gregory Porter)
  4. Hourglass (feat. LION BABE)
  5. Willing & Able (feat. Kwabs)
  6. Magnets (feat. Lorde)
  7. Jaded
  8. Good Intentions (feat. Miguel)
  9. Superego (feat. Nao)
  10. Echoes
  11. Masterpiece (feat. Jordan Rakei)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz