sobota, 8 marca 2014

Recenzja: Katy B - Little Red [2014]

Przenikanie muzycznego podziemia do mainstreamu stało się tak naturalne, że przestało dziwić, choć w praktyce temat nadal jest dość śliski. Z jednej strony migrującego undergroundu osadzili się np. Chase & Status, Knife Party, czy Zedd, którzy zaprzedawszy dusze Bieberowi i Rihannie, pokazali, że walka toczy się nie tylko o sławę, ale też złoty pieniążek. Na tym tle, mimo wszystko zadziwiająco zauważalnie wypadają ich przeciwnicy, w postaci piewców idei niezależnych, mających na co dzień wciąż małą siłę rażenia poza internetem i klubami. Podobno czasem poza talentem wystarczy odrobina pewności siebie, nawet tej na wyrost. Uzbroiła się w nią drobna Katy B, która w nazwie swojego hitowego zazębienia populizmu i oryginalności, On a Mission, zaznaczyła po co to wszystko. Wjeżdzające właśnie na parkiety i do domów Little Red jest dokończeniem misji i podkreśleniem, że Katy zabiera się do swojej muzyki po męsku i nie w głowie jej stan konta, nawet po wymianie prostej koszulki z nadrukiem Rinse (brytyjskiej stacji radiowej / labelu trudniącego się 'jej' muzyką) na błyszczące cekiny.

Pomimo kilku kolaboracji poprzedzających debiut, przed 2011 o Kathleen Bien słyszało niewielu. Potrzeba było sporych umiejętności i polotu, by stało się inaczej – uprawianie popu / r&b przystrojonego miłością do dubstepu, uk funky, breakbeatu oraz house nie jest czymś, pod czym podpisują się listy przebojów i nie zmienia tego jedno Disclosure, czy SBTRKT (choć w ostatnich latach jest w tej materii lepiej). Miss B na szczęście nie stanęła na barykadach sama. Za pierwszym razem pomocną dłoń podał jej Benga samotnie i z Magnetic Man, Zinc oraz Ms. Dynamite. Tym razem produkcyjna i featuringowa czołówka powiększyła się o postaci takie jak George Fitzgerald, Joker, Route 94 (dawny Dream), Jessie Ware i Sampha. Pomimo zauważalnego przerzutu z brytyjskiego garage na transowo rytmiczne brzmienia deep house, kompozycje dalej zbudowane są piosenkowo i popowo, z undergroundu czerpiąc, a nie nim prowadząc. Wytypowany na pierwszy singiel, imprezowy i o imprezie opowiadający '5 AM' jest idealnym przykładem zabawy konwencjami, a tuż obok niego pompującym beatem odznaczają się 'I Like You' i rave'owy 'Next Thing'; dobrze wypadło też powtórzenie nieco wolniejszych melodii post-dubstepowych z On a Mission w 'Tumbling Down'. Drugą twarz Little Red prezentuje stawiające na klimat disco-syntetycznej ballady 'Crying For No Reason'. Podobnie jest z 'Emotions', 'Still' i 'All My Lovin', choć ten ostatni robi to na jeszcze niższym basie... Czasami jest zbyt spokojnie, choć do zepsucia klimatu ogółu jest na szczęście daleko.

Na początku była pusta kartka, sukces zaowocował natomiast niekończącą się listą oczekiwań. Panna Bien wywiązała się z nich bez kłopotu, jednak po Settle od panów z Disclosure, Little Red nie zamiata już tak mocno jakby mogła wychodząc przed nim, ale i tak 2014 dla Katy i jej odbiorców zaczął się bardzo zgrabnie, tanecznie i stylowo – niech się uczą wszyscy, którzy platynę zdobywają od pstryknięcia palcami.


Ocena: 7+/10
  1. Next Thing
  2. 5 AM
  3. Aaliyah (Feat. Jessie Ware)
  4. Crying for No Reason
  5. I Like You
  6. All My Lovin'
  7. Tumbling Down
  8. Everything
  9. Play (Feat. Sampha)
  10. Sapphire Blue
  11. Emotions
  12. Still

2 komentarze:

  1. Świetna recenzja. No i bardzo dobry album. Gdybym miał go ocenić też dałbym coś pomiędzy 7 i 8 (bardziej skłaniałbym się ku ósemce). Niby nie ma tu ani jednej drastycznie złej piosenki, ale jest kilka momentów gorszych (np. otwierające album "Next Thing" albo trochę nudny duet z Sampha). "Crying For No Reson" i "5 AM" to świetne single, no i reszta płyty (szczególnie "Aaliyah", "I Like You" i "Emotions") zdecydowanie daje radę.

    OdpowiedzUsuń
  2. Płyty jeszcze nie znam, ale po tej recenzji muszę koniecznie nadrobić zaległości. Szkoda, że doba trwa tak krótko..
    Zapraszam na nową recenzję.

    OdpowiedzUsuń