sobota, 8 lutego 2014

Recenzja: Makowiecki - Moizm [2013]

Przebojowy, wakacyjny, taneczny, zaskakujący - taki był utwór zapowiadający Moizm Tomka Makowieckiego, którego ogólnokrajowa sława rozpoczęła się dawno temu w polsatowskim Idolu. Singiel wydany na początku września sprawił, że Kamp! poszedł w chwilową odstawkę, a większość mediów trafiły do kieszeni autora jednego z większych zwrotów akcji ostatnich lat w granicach nadwiślańskiej muzyki rozrywkowej. Produkt końcowy okazał się jeszcze bardziej zadziwiający. Nie dość, że odcina się od wszelkich porównań do wspomnianego najpopularniejszego w Polsce tria electropopowego, to z promującym go parkietowym hitem ma również bardzo niewiele wspólnego. Jedno jest pewne - jeśli kiedyś ukaże się biografia Gdynianina, powinna nazywać się 'Moizm, czyli o tym, jak oszukałem rozkochanych w 'Holidays In Rome''...

... I potrzeba nam więcej takich oszustw. Bezcelowe jest ukrywanie, że wspomniany singiel stanowił 'być, albo nie być' w kwestii wzbudzenia zainteresowania tym albumem, a jego celem było zwabienie do Moizmu osób, dla których 52 minuty całkiem wymagającej i relaksującej muzyki, oznacza obojętne przejście obok wypełnionej nią płyty w Empiku. Prawdziwy charakter zostaje zdradzony już w trwającym dziewięć minut 'Dziecku Księżyca', którego space rockowo-ambientowy klimat sprawia, że trudno o bardziej trafną nazwę i pełniejszy sposób oddania 'Syndromu Brodki', która swego czasu również zadziwiła wszystkich metamorfozą totalną na Grandzie. Wszystko to sprawia, że ukazanie syntetycznej popowej psychodelii wszystkim pamiętającym wcześniejszy popularny, ale przeciętny gitarowy pop, staje się jeszcze trudniejsze. Zadanie to upraszczają i przyspieszają jednak niemal maszynowo i odlinijkowo narzucające się porównania do 'ameryki odkrytej' wcześniej przez innych wykonawców: 'Your Foreign Books' na przykład budzi skojarzenia z elektronicznymi tęsknotami Thoma Yorke (jest nawet wstawka w postaci techno z ciężkim basem). 'What's New In Heaven' mógłby być krewnym kompozycji chillwave'owego projektu Washed Out. 'A Summer Sale' i 'Ostatni Brzeg' rozbrzmiewają delikatnie śpiewanym post-dubstepem (!) w klimatach Jamiego Woona. 'Na Szlaku Nocnych Niedopałków' i 'Zabierz Mnie' przypominają oniryczne wokalizy Jamesa Blake'a. 'Las i Beton' zbudowane jest na nie do końca poważnych melodiach z których słynie The Knife. A jest jeszcze 'Ostatni Brzeg II' kończący materiał, budujący swoje napięcie przepełnieniem staroszkolnymi syntezatorami połączonymi z gitarowymi solówkami - Tomek stwierdził raz, czy dwa, że lubi Kavinskiego, który podobno nie wypływa na jego twórczość, ale tutaj słychać albo podświadome inspiracje, albo kolejne oszustwo... Tak, czy inaczej, efekt brzmi świetnie.

Medialna posucha na 'muzykę z głową' doprowadziła do przesadnego wynoszenia nowej płyty Makowieckiego na szczyty dźwiękowej rewolucji. Przesadnego, bo podobnych wędrówek w klimaty lo-fi / downtempo dopuszczało się chociażby Boards of Canada dziesięć lat temu. Tworzony przez trzy lata Moizm swoją jakością zdecydowanie nie pozwala jednak na stwierdzenie, że wspomniane media robią 'wiele hałasu o nic'. Wyszło nowocześnie, ale z konkretnymi elektronicznymi korzeniami i z odpornością na płaskość radiowych rzesz Zagrobelnych, Wydr i Markowskich. Pominięty został element epatowania intymnością przynoszącą rozgłos, ale nie obędzie się zapewne bez wielokrotnego naznaczenia całości jedną z bardziej bezsensownych łatek, czyli 'albumu osobistego'. Ten jest osobisty na tyle, by Moizmem mógł go nazywać tylko Tomek - słuchaczom pozostaje uczciwość w postaci zatytułowania materiału jako Jegozm (Jegizm?) i podróż astralna nie tylko ze słuchawkami na uszach.


Ocena: 8+/10
  1. Dziecko Księżyca
  2. Your Foreign Books
  3. Holidays In Rome
  4. What's New In Heaven
  5. A Summer Sale
  6. Na Szlaku Nocnych Niedopałków
  7. Zabierz Mnie
  8. Las i Beton
  9. Ostatni Brzeg
  10. Ostatni Brzeg II

2 komentarze:

  1. Jakie to pocieszające, kiedy osoby wypromowane przez programy typu Idol, w końcu znajdują swoją drogę w tym całym głośnym i mało wartościowym polskim "showbizie". Brodce udało się to przy Grandzie, Tomkowi myślę, że jeszcze przed Moizmem, kiedy zaczął grać z No!No!No! (chyba nowa płyta się szykuje),a co do tego oszustwa, to "Holidays in Rome" mnie nie zachwyciło, a za to cała reszta płyty podoba mi się jak najbardziej :) Może dlatego, że ostatnio ten klimat po prostu mi podchodzi.

    OdpowiedzUsuń
  2. Tym, którzy chcą się przekonać, jak "Moizm" i "nowy Makowiecki" brzmią na żywo, polecamy koncert w Krakowie - w Klubie Studio wieczorem 12 kwietnia 2014. Bilety są już dostępne! :)

    OdpowiedzUsuń