poniedziałek, 24 lutego 2014

Recenzja: The Crystal Method - The Crystal Method [2014]

Marki takie jak Crystal Method dziś niestety budzą głównie wspomnienia przełomu lat 90 i 00, gdy chłonność publiki na style takie jak breakbeat i big beat była największa, a jako prowodyrów nurtu wymieniało się The Prodigy, The Chemical Brothers, czy Fatboy Slima, nie zapominając o gigantach pokroju Junkie XL, Fluke, Overseer i właśnie The Crystal Method. Z czasem gatunkowa monogamia przedstawicieli zaczęła się z różnymi skutkami zacierać, by dokonywać ekspansji poza swoim podwórkiem. Zakładając, że elektroniczna muzyka rozrywkowa należy do młodzieży i jeśli nie da się już nikogo oszukać fałszywym dowodem tożsamości, to młodzieżowo popracować w studiu można zawsze. Panowie Ken Jordan i Scott Kirkland postanowili kontynuować mocno rozgałęzioną stylowo drogę obraną na Divided By Night i rozpocząć 2014 rok krokiem w stronę barwnych parkietów. Na pierwszy rzut oka krok to nieśmiały, bo właściwie bez nazwy. To co wypływa z głośników po naciśnięciu trójkąta w odtwarzaczu jest tego odwrotnością - znika nieśmiałość, a pojawia się kryzys wieku średniego.

Pomimo niezmiennie wysokiej jakości nagrań i regularnych wpisów 'Music by: The Crystal Method' w produkcjach docenianych przez miliony odbiorców w różnym wieku (Blade, Matrix, czy seria CSI), coraz trudniej było pogodzić ze sobą zadowalanie fanów nadal wspominających 'elektronikę nie dla dzieci' na debiutanckim Vegas (1997) oraz pozyskiwanie młodej publiki, gustującej na co dzień w electro i dubstepie. Burza mózgów chcących ugłaskać wszystkich doprowadziła w końcu do zdecydowanego ruchu w stronę nowoczesnego hałasu, odsuwając w zapomnienie wysmakowaną i całkiem stylową muzykę filmową. Sugerowałoby to objęcie ramieniem przynajmniej jednej ze stron, ale i z tego nic nie wyszło.

A to dlatego, że The Crystal Method wypchany został jazgotem rozczarowująco niskiej półki. 'Emulator' skłania do sprawdzenia nadruku na płycie / wykonawcy odtwarzanego pliku w poszukiwaniu pomyłki - choć znajduje się w grupie nielicznych niezłych, zalegają w nim stosy płaskiego beatu i nachalnych fidgetowych przesterów. 'Over It' rozbrzmiewa brostepem z 'wcinkami dźwiękowych problemów gastrycznych' (teledysk warto litościwie przemilczeć), broni go jednak przyjemny głos Dii Frampton. 'Sling The Decks' wkręca się wpadającym w ucho motywem gitarowym, by stracić twarz przez męczący natłok taniego hałasu... I tak wygląda to przez większość całości – początkom kompozycji przyświeca jeden lub dwa ciekawe pomysły, które zostają pogrzebane chwilę później pod zagrywkami początkujących producentów, niezdolnych do podjęcia decyzji, czy ma być ciekawie, czy może tylko popularnie.

Na szczęście nie bez przerwy jest nijak. '110 To The 101' to zdecydowanie najlepszy kawałek na Piątce – dźwiękiem oddający klimat filmu akcji budowanego napięciem, a nie wybuchami i wnoszący odrobinę 'kiedyś było lepiej'. 'Jupiter Shift' jest jednym z nielicznych przykładów 'nowego, ale dobrego', a na to miano zasłużył wyzbyciem się prostych wałków na rzecz breakbeatu i wzbogaceniem o przesterowany wokal w roli jednego z głównych haczyków. Na uwagę niespodziewanie zasługuje też jazgotliwy moombahton / electro-house w 'Dosimeter' wybijającym się jako jednorazowy wyjątek od reguły plastiku niskich kosztów.

The Crystal Method jest albumem, którego można posłuchać od wielkiej biedy, ale w gruncie rzeczy szkoda na niego czasu. Wzbudza za to zaciekawienie namnożeniem paradoksów – jest wierny maksymie 'kto nie idzie do przodu, ten się cofa', lecz jego skok technologiczny zaowocował powrotem do podstawówki... A energią przeładowany został w takim stopniu, że przeważnie nudzi.


Ocena: 4+/10
  1. Emulator
  2. Over It (Feat. Dia Frampton)
  3. Sling The Decks
  4. Storm The Castle (Feat. Le Castle Vania)
  5. 110 To 101
  6. Jupiter Shift
  7. Dosimeter (Feat. Nick Thayer)
  8. Grace (Feat. LeAnn Rimes)
  9. Difference
  10. Metro
  11. After Hours (Feat. Afrobeta)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz