czwartek, 20 października 2016

Recenzja: Baauer - Aa [2016]

Pseudonim naszego dzisiejszego milusińskiego może nie mówić ci absolutnie nic, lecz na wspomnienie jednej z jego kompozycji, zapewne reagujesz torsjami do dziś: 'Harlem Shake' przez długi czas było ścieżką dźwiękową do dziwniejszej strony jutuba. Gwiazda producenta zaczęła przygasać, gdy okazało się, że po You Tube krąży w tragicznej jakości więcej niewydanych, zapętlonych odrzutów Baauera, niż rzeczy skończonych i wypuszczonych na rynek. Biznes nie śpi, o czym świadczyć mogą rewelacyjnie wyciosane krążki kolegów po fachu (RL Grime, What So Not), więc i Aa dostarczone zostało wreszcie - zobaczmy, czy będzie cygarko sukcesu, czy wygnieciony pet porażki.

BAAUER
Wygląda na to, że Baauer zabrał pracę z kolan na deskę kreślarską, wreszcie poświęcając uwagę budowie swoich kawałków. Do tej pory, większość jego katalogu była wyrwana z kontekstu, zazwyczaj prowadzona obłędną z początku, lecz przez swoją powtarzalność coraz bardziej irytującą pętlą ('Higher' po trzecim podejściu stawało się niesłuchalne). Otwierające 'Church' (+ przerywnikowe 'Good & Bad' i 'Church Reprise') buduje niemal mistyczne napięcie, a ciągnące się tuż za jego plecami 'GoGo!' dorzuca euforię, dobrze znaną każdemu, kto stracił choć raz rozum przy 'Big Catzz' Rusty'ego. 'Body' i 'Way From Me' bawią się w niespieszne uderzenia beatu, wzbogacone poszatkowanym, przesterowanym kobiecym wokalem, czyniąc przyjemnie ciepłe nawiązania do twórczości AlunaGeorge. Bryza z dalekiego wschodu zawiewa w postaci electro-house najdelikatniejszego z delikatnych - cukierkowego 'Pinku'. Ten rozwiewa się szybko, robiąc miejsce dla pojedynków na kocie ruchy przy tętniącego uliczną Ameryką 'Sow' i na noże przy grime'owo brytyjskim 'Day Ones'. Jeszcze więcej wszędobylskiego stanu zagrożenia zapewnia M.I.A. i G-Dragon w orientalnym, płynącym ponad budynkami 'Temple', ale spokojnie, na końcu tęczy czekają Pusha i Future, swoje wokale podrzucający na upalonym i zrelaksowanym 'Kung Fu'. 'Make It Bang' stawia słuchaczy przed ścianą pompującego hałasu, odrobinę na bezczela kopiując 'Boog' z jednej z wcześniejszych EPek. No nie byłby sobą, gdyby nie wrzucił na krążek choć odrobiny trwających chwilę odrzutów, tak więc Aa kończy się lekko ponad minutą wycinków niedokończonych, przeskakujących jak stacje w radiu.

Wciąż trwająca moda na trap potrafi obudzić u mnie najbardziej bogate w dezaprobatę grymasy, bo trudno pozbyć się wrażenia, że wszyscy zaczęli brzmieć tak samo, odkąd ten rapowy nurt przedarł się na pełnych żaglach do elektroniki. Zawsze jednak, gdy marudzę na trap, pojawia się RL Grime, od sztampy odcinający się swymi potężnymi dźwiękami wibrującymi z wnętrza ziemi - kiedy dwa lata temu wydał Void, dałbym sobie ręce uciąć, że co najmniej do 2020 roku nic go nie przebije. Baauer na swoim pierwszym długograju chwycił się kilku gatunków (trap, electro-cokolwiek, garage, szczątki moombah) i nawet udało mu się je zgrabnie połączyć, jednak zamiast czegoś na miarę potęgi RL-owego 'Core', 'Scylli', czy 'Valhalli', słyszy się zaledwie poprawnie odrobioną pracę domową. Czy Aa chociaż zbliżył się mimo to do poziomu mego ulubieńca?

Werble proszę...

... A w życiu, czekamy dalej.

Ocena: 6/10
  1. Church
  2. GoGo!
  3. Body
  4. Pinku
  5. Sow
  6. Day Ones (Feat. Leikeli47 & Novelist)
  7. Good & Bad
  8. Way From Me (Feat. Tirzah)
  9. Temple (Feat. M.I.A. & G-Dragon)
  10. Make It Bang (Feat. TT The Artist)
  11. Kung Fu (Feat. Future & Pusha T)
  12. Church Reprise (Feat. Rustie)
  13. Aa

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz