2006 rok
– MSTRKRFT wydaje debiutanckie The Looks. 2007 rok –
Justice wydaje debiutanckie Cross. 2008 rok – Boys Noize
wydaje debiutanckie Oi Oi Oi. 2009 rok – The Bloody
Beetroots wydaje debiutanckie Romborama. Rok
2010 stoi pod znakiem 09-17-2007 EP
od enigmatycznego Dangera, a od długogrających debiutów SebastiAna
(Total) i ZZT (Partys
Over Earth) w 2011 nogi bolą od
tańca do dziś. To, co działo się przez podsumowane tu sześć lat
na scenie fidget / electro-house / dance-punka, było niesamowite.
Ucieczka w tamte czasy wciąż kręci łzę w oku, zwłaszcza po
obserwacji bieżących trendów, wrzucanych często do jednego wora
nawet przez jej twórców – a worek jest to z rodzaju tych na
odchody. Mówienie o 'starej gwardii elektroniki tamtych czasów', w
zderzeniu z wyjadaczami pamiętającymi pierwsze brzdąkania Rolling
Stonesów z dinozaurami, brzmi śmiesznie. Tylko jakim mianem
określić siebie, gdy na fejsbuku MSTRKRFT po wiekach ciszy wgrano
nowe zdjęcie, poparte później singlem i zapowiedzią płyty, a ja
zapragnąłem wyciągnąć z szafy glany, których nigdy nie miałem?
Powroty po latach potrafią boleć, martwiłem się tylko więc, by
nie zostać 'wierzącym w cuda frajerem'.
Pomiędzy
debiut i najnowszy krążek wcisnął się jeszcze rok 2009, w którym
to z okładki Fist Of God
w ciekawskich waliła pięść zlepiona z kobiecych pośladków.
Dalej był jazgot, nadal był punkowy pazur, raperzy natomiast
zarymowali po raz pierwszy, dzieląc słuchaczy na obozy 'świetny
pomysł' / 'ale badziewie'. Co połączyło wszystkich, to niepewność
przyszłości, bo po tak radykalnym kroku, na trzecim albumie pojawić
się mogło wszystko. Teraz wreszcie, po cholernych, tęsknych,
całych siedmiu latach czekania, z beczki z kwasem wygląda Operator,
nawet palcem nie kiwnąwszy, by pożyczać od kogoś coś modnego,
lub będącego na topie, tłocząc w serca fanów po prostu więcej
tego samego, co kiedyś. 'Wrong Glass Sir', 'Little Red Hen', 'Party
Line', 'Death In The Gulf Stream' sklejają ze sobą techno i
electro-house, za spoiwo mając dźwięki syntezatora kwaśne jak u
Mr. Oizo oraz ciągnący po ziemi bas i skaczącą pod sufit
kakofonię perkusyjnych talerzy. 'Playing With Itself' zahacza o
niepokojącą, zafałszowaną awangardę; 'World Peace' obiera
kierunek na detroit techno, więc byłoby kłamstwem stwierdzenie, że
Masterkrafci nie zaprezentowali niczego nowego, a -nowego-, choć
-konsekwentnie nienajmodniejszego- jest jeszcze więcej. Singlowe,
zaśpiewane przez Jonathana Batesa (projekt Big Black Delta)
'Runaway' zostawia wyraźny ślad w pamięci, podobnie jak
majestatyczne 'Morning Of The Hunt'. Słuchając Operator
warto jednak cieszyć się tylko
chwilą, bo electro-punkowe 'Priceless' i techno-deathmetalowe (!!!)
'Go On Without Me' urywają wspomnianą głowę bez litości.
Jak
Operator wytrzymuje w starciu ze wszystkim tym, co do
zaoferowania mają taneczne festiwale i listy przebojów? Przypomnij
sobie 53-sekundową (włącz na YT) walkę Gołoty z Brewsterem.
Już? To teraz uruchom wyobraźnię i za Brewstera podstaw nową
płytę MSTRKRFT, a za naszego Andrzeja, hmm... Aviciiego. I dzwoń
po pogotowie.
Ocena: 9/10
- Wrong Glass Sir
- Runaway
- Little Red Hen
- Priceless
- Playing With Itself
- Party Line
- Death In The Gulf Stream
- World Peace
- Morning Of The Hunt
- Go On Without Me
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz