środa, 13 stycznia 2016

Recenzja: Excision - Codename X [2015]

 Dawno, dawno temu, bohater naszego dzisiejszego spotkania, obserwując dubstepowe szaleństwo toczące się przez brytyjskie kluby, zapragnął odziać marketingowo nierzucający się w oczy, choć ciężko skrojony bas w metkę 'Made in USA'. Zaczął wyśmienicie, oferując produkcje ostrzejsze, niż wywodzące się z dubu i reggae wyspiarskie pierwowzory. Mimo to, wymiana mocy płynącej spod igły kręcącej się po winylu na populistyczny plastik wisiała w powietrzu. Stojący za projektem Jeff Abel do tematu podszedł radykalnie. Z produktu końcowego wyrzucił stopniowo wszystko, czym obrany za cel gatunek był, zamieniając go w absurdalnie świdrujące 'kokodżambo i do przodu'. Cztery lata temu, debiutancki album Excisiona trafił na rynek za sprawą nie jego własnej wytwórni płytowej (Rottun), a należącego do Deadmau5 dużo popularniejszego Mau5trap Recordings. Czy nadszedł już czas, by po niezliczonych festiwalach i współpracy z tuzami branży (zespół Korn chociażby), Jeff zarobił na swój Amerykański Sen, dźwigając Codename X nie na kontraktach z grubszymi rybami, a na swoich własnych plecach?

Stojąc na czele oficyny trudniącej się wydawaniem muzyki, zostaje się w końcu postacią opiniotwórczą. Excision, jako jeden z dzwigających ciężar głoszenia ciągłego 'jak najświeżej, jak najmodniej', na swoim drugim krążku upchał kompletny arsenał dźwięków. Brzmienie czające się po nocy w klubach z ciężką elektroniką, miesza się tu z delikatniejszym szlifem (w ilościach śladowych, fani z ADHD moga spać spokojnie), znanym z list przebojów, do których muzyka 'komputerowa' zagościła już na dobre. Z całą pewnością nie jest odkrywczo, zewsząd wyłania się bowiem twarz Excisiona znanego fanom od lat. Szybko uwidacznia się rozmiłowanie w gitarach elektrycznych i odgłosu odbezpieczanego pistoletu, tuż przed dropem ('Codename X'). Nie zapomniano także o bulgoczącym basie i piszczących wstawkach – jak w 'Nightshine'. Do 'Out Of Time' wtrącił się drumstep i euforyczne 'gumisiowe' wokale rodem z happy hardcore'u, rozbite w pył przez pełne energii rymowanie Messiniana (ten pojawia się jeszcze instrumentalnie w sympatycznie cukierkowym 'Interstellar' jako część duetu Rise At Night) w 'X Up' i Majora Apeshita w kolaboracji z Pegboard Nerds. 'Live Wire', 'Shadowflame', a także 'Push It Up', przerzucają się na koncept testerów festiwalowego nagłośnienia, za narzędzie mając stopniowo przyspieszany electro-house i przewiercający bębenki brostep. Ostatecznie, w mym prywatnym rankingu, 'Robo Kitty' płynące na fali renesansu dubstepu za sprawą odmiany 'riddim' przewyższa wspomniane kompozycje o kilka długości, przegrywając mimo to o włos z nostalgicznym i najspokojniejszym z całego zbioru 'Float Away'... Nadzwyczaj miły paradoks.

Codename X to bardzo bezpieczny album, bo nowości nie ma tu kompletnie żadnej, jednak dotychczasowi fani nie powinni wyjśc z tego słuchowiska zawiedzeni. O powiększaniu bazy 'nawróconych' nie warto wspominać, bo kto nie polubił specyficznego, pierwotnego stylu 'rzygania' z głośnika, nie polubi go i teraz. Pozostaje nadzieja, że Excision wie, co robi ze swoją karierą studyjną i że umie zarządzać swoim brzmieniem lepiej, niż labelem płytowym, bo Rottun Records, któremu szefuje, lata świetności ma za sobą i teraz znaczy już bardzo niewiele.


Ocena: 6/10
  1. Codename X
  2. Live Wire
  3. Float Away
  4. Out Of Time (feat. Dion Timmer & Splitbreed)
  5. Shadowflame
  6. X Up (feat. The Frim & Messinian)
  7. Robo Kitty (Feat. Downlink)
  8. Push It Up (Feat. Space Laces)
  9. Bring The Madness (feat. Pegboard Nerds & Mayor Apeshit)
  10. Night Shine (feat. The Frim & Luciana)
  11. Interstellar (feat. Dion Timmer & Rise At Night)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz