czwartek, 8 maja 2014

Recenzja: Combichrist - We Love You [2014]

Gdyby ta recenzja omawiała debiutancki album Andy'ego LaPlegua, zapewne piłaby do zawartego tam stosunkowo nowego spojrzenia na wiązanie industrialu, techno, noise i portali łączących piekło z Norwegią, bo w niej uklecono w 2003 roku Combichristowy The Joy Of Gunz. Jedenaście lat później, po pełnych wzlotów i upadków czterech kolejnych dziełach studyjnych, jednym soundtracku i ogólnie udanych projektach pobocznych (Panzer AG, Scandy, Scandinavian Cock i jak do tej pory ostatni z trzech krążków Icon of Coil), skandynawska rewelacja osadzona jest już w Stanach. Jej pierś zdobi masa tatuaży przemieszana z medalami, a sukces komercyjny związany z tymi drugimi, sukcesywnie odzierający każde nowe wydawnictwo z pierwotnych pokładów ich ponurej mocy, szczyt szczytów zdzierania okrycia osiąga właśnie teraz, bo przedsionek mainstreamu nigdy nie był tak blisko jak na We Love You. Czyżby buntownik pytający niegdyś 'What The Fuck Is Wrong With You People?' w tytule jednej ze swoich płyt, nagle zdecydował się oddać serduszko na wypielęgnowanej dłoni?

'Nic bardziej mylnego'. Przymilny tytuł stanowi zaledwie przedsmak realizacji celu zdradzonego w introdukcji – powodowanego troską uśmiercenia ludzkości, i tak już chylącej się ku upadkowi. Poza ideologią, coś w tym jest i w płaszczyźnie muzycznej - dla fanów pierwotnego, powernoisowego, zdawkowego tekstowo i ciężkiego w beatach Combichrista, nowy bogaty w gitary, ballady i rozbudowane teksty materiał może być traktowany jako delikatne i litościwe, ale jednak dobicie wcześniejszej niepowtarzalności i mocy natchnienia rzesz industrialnych głów do naśladownictwa... Nieważne w jakim kontekście, miłości - podobno - nie wolno odrzucać bez dania szansy. Zostawmy więc nostalgiczne 'kiedyś było lepiej' jeśli nic z owego kiedysia już nie wróci i przejdźmy do części w której We Love You bez Combichristowego tła historycznego staje się świetnie wyprodukowanym, przetrawionym syntezatorami i gorzałą średniej półki udźwiękowieniem barowej bójki.

Przemoc – podobno... - jest obrazem bezmyślności. LaPlegua w swoich zaczepkach woli posługiwać się sprytem dalekim od braku pomyślunku, gdyż swymi poszukiwaniami i tak zauroczy odsetek swoich dotychczasowych fanów, dodatkowo wciągając w swój wir miłośników Roba Zombie, czy Mansona. A i na tym nie koniec, bo do plecionki nowego ze starym dołączony został wachlarz stylów każdego z projektów pobocznych ich głównej persony. Ta po wybranym przez siebie kalejdoskopie stylów porusza się ze zmysłem dobrego planisty, umiejętnie przeplatając parkietowce ('Can't Control' z wstawkami wokalu przepuszczonego przez autotune, surowe 'Satans Propaganda', krążące miejscami w okolicach trzeciej płyty 'We Rule The World, Motherfuckers' i hard-electroclashowe 'Fuck Unicorns' rodem z repertuaru Scandy'ego), hybrydy maszyn zespolonych ze strunami zarówno elektrycznymi (otwierające niemal dubstepowo 'We Were Made To Love You', imprezowe 'Maggots At The Party'), jak i akustycznymi ('The Evil In Me', 'Retreat Hell, Part II'), poprawiając sierpowym naznaczonym odrobiną uczucia do hard rocka i rockabilly (metalobilly?) w 'Love is a Razorblade'. A jednak kochają.

Linia pomiędzy godną pozazdroszczenia uprawą własnego poletka, a niewymagającym skokiem na popularność zawsze będzie cienka i bacznie obserwowana przez tak nieliczne obecnie grono industrialowe. Combichristowi noga we wnyki wpadła przy piątce (Making Monsters), soundrackowe No Redemption docisnęło pętlę, natomiast We Love You uwolnił zespół z pułapki, przeniósł na inną ścieżkę, ale zrobił to pewnym krokiem. Pastwić się ocenami przez pryzmat poprzedników nie warto, bo pełnię wartości najnowszego CDka ukaże jego następca, który nowy kierunek może dumnie podtrzymać, albo wywrócić wszystko na twarz.


Ocena: 8/10
  1. We Were Made To Love You
  2. Every Day Is War
  3. Can't Control
  4. Satans Propaganda
  5. Maggots At The Party
  6. Denial
  7. The Evil In Me
  8. Fuck Unicorns
  9. Love Is A Razorblade
  10. From My Cold Dead Hands
  11. We Rule The World, Motherfuckers
  12. Retreat Hell, Part I
  13. Retreat Hell, Part II

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz