Masz
zapewne przynajmniej jedną taką chwilę w życiu, by powiązać ją
z kawałkiem muzyki, nieważne jak duży słoń nadepnął na ucho i
jak bardzo 'ja to słucham właściwie raaadia tylko'. Chwile smutku
przy Edzie Sheeranie, momenty radosnej rozwałki do taktów AC/DC,
motywacyjna pigułka popita Robbie Williamsem, czy towarzyskie
samobójstwo poprzez sympatię do One Direction. Podobno ktoś nawet
przyznał się publicznie, że lubi Davida Guettę. Idąc w klimaty
memów z Paulo Coelho powiedzieć można, że jeśli muzyka to pokarm
dla duszy, miłośnikom elektroniki przypada zaschnięta piętka od
chleba (bo fani grindcore i dark ambientu nie jedzą nic). Wystarczy
obsypać house szczyptą tropikalnych sampli, by ten stał się
'tropical house', a dubstep przyprawić nutką sampli dowolnego
murzyna (krzyczącego co dwadzieścia sekund 'Badman!'), uderzając
głową w metalową skrzynkę pełną gwoździ, by dubstep ten stał
się 'riddim'. Pielęgnujesz przez lata muzyczne fetysze, krzyczysz,
że gatunki takie jak IDM i bigbeat dalej istnieją oraz, że gabber
wcale nie jest głupi, a wszyscy i tak mówią, że 'zrobię lepsze w
piętnaście minut, daj kalkulator'. We Are Your Friends
dotarło rychło w czas, miało wyjaśnić, że nie chodzi o
pieniądze, że elektronika to ekosystem z duszą. 'Trzy słowa do
ojca prowadzącego': Jakie to uczucie, gdy wydajesz na swój film 6
milionów zielonych i mylisz postać producenta z DJem?
Kinowy
debiut Maxa Josepha to powiastka o wzlotach i upadkach Zaca Efrona,
zaklętego w postać producento-DJa o wielkich aspiracjach. Poznajemy
go, gdy w najdrobniejszych szczegółach wpisuje się w konspekt
amerykańskiego DJa, mieszkającego kątem u kolegi, na zmianę
śpiącego i robiącego słabe bity, palącego trawę i chodzącego w
tank-topie wśród palemek i pustych basenów. Cała introdukcja
ułożona jest jak wakacyjny teledysk /wpisz
dowolny pseudonim śpiącego na pieniądzach, słabego producenta/,
więc coś nieprzyjemnego pachnie już od początku, a dalej śmierdzi
już tylko topiącym się od słońca plastikiem. Nasz manekin w
słuchawkach poznaje znanego producenta, u którego ma okazję
doświadczyć muzycznej szkoły życia większej, niż u Zapędowskiej
i Cygana. Guru krzyczy, wyśmiewa, prawi lekcje o duszy, grze w rytm
bicia serca, tylko po to, by nauczyć Efrona cykać opóźniony w
rozwoju bigroom house. W tle przewijają się w zmiennych proporcjach
wątki romansowe, biznesowe i przyjacielskie, lecz nie jest to nic,
czego nie widziałeś w dowolnym filmie dla, nie ukrywajmy,
młodzieży. Albo generatorze fabuł. Albo historyjkach w Dlaczego
Ja?. To prawda, muzyka
taneczna jako zjawisko trafia na taśmę filmową zadziwiająco
późno, choć to temat nośny. Po tym co zobaczyłem, nie sposób
nie dostrzec, że ludzie odpowiedzialni za WAYF ślizgali się
po powierzchni tematu, nie mając pojęcia, o ile więcej góry
lodowej czai się pod taflą. Do przygrywania w ramach ścieżki
dźwiękowej zestawiono ze sobą na przykład Simian z Carnage'em,
czy Fake Blooda z Deorro, co ostatecznie zapaliło nad głowami
twórców wielki neon z napisem 'nie wiem co robię, bo pieniądze'.
Film mówi o marzeniu zarobienia tłustych dolarów przez nagranie
'tego jedynego' kawałka, a i sam jest na tyle płytki, by zaledwie
zarobić kasę. Nie zaprzeczę, że uśmiechnąłem się, gdy
sprawdziłem, jak tragicznie We Are Your Friends poradziło
sobie w kinach.
Chcesz
popatrzeć na Zaca Efrona bez koszulki? A może na Emily Ratajkowski
prawie bez koszulki? Jeśli na jedno z powyższych się ośliniłeś,
albo chociaż nie przestałeś czytać aż do tego momentu - a w
dodatku siedzisz w swoich ulubionych kapciach na kanapie i szukasz
niezobowiązującego filmu na wieczór, to przycupnij na chwilę nad
filmem gościa, którego nie znasz, o muzyce, której wstydzisz się
słuchać inaczej niż na słuchawkach. Jeśli spodziewałeś się
leku na całe zło, wizytówki muzyki elektronicznej, starszego
brata, który spuści łomot każdemu, kto wyśmieje syntezatory i
suwaczki zamiast gitary – nie tykaj, bo doznasz szoku jak wtedy,
gdy dowiedziałeś się, co tata robi z mamą, gdy śpisz.
Ocena: 3/10
Tytuł : We Are Your Friends
Reżyseria: Max Joseph
Rok Produkcji: 2015
Czas trwania: 96 minut
Naprawdę świetnie napisane. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń