poniedziałek, 9 maja 2016

Recenzja: Yelawolf - Love Story [2015]

Żyjemy w dziwnych czasach, gdy rapujący biali ludzie w tekstach wołają na siebie nawzajem 'nigga' (ot, 'czarnuch' po ziomkowemu). Eminem nie jest już jedyną kroplą mleka w czarnej hip-hopowej kawie, a postaci takie jak Machine Gun Kelly, Macklemore i G-Eazy zdobywają szacunek nie mniej prężnie niż Kanye, 2 Chainz, czy A$AP. Woźnym, wymiatającym łamigłówki słowne spod dywanu szpanerów, stara się być też Yelawolf. Ten, wskoczywszy z mikstejpów wprost pod skrzydła wydawniczego tandemu Shady / Interscope Records, popełnił w 2011 roku Radioactive - wyśrubowane do granic wypluwanie słów wprost na elektroniczno-trapowe podkłady. Krążek ten, choć nierówny, zajmował uwagę zdecydowaniem i determinacją płynącą z głosu snującego opowieści. Czego oczekiwać od Love Story? Cóż, Yella zasiadł na ganku z gitarą i jest wściekły jak wilk z okładki.

Yelawolf z czasów Radioactive był w oczach 'truskulowców' zaledwie produktem, marnującym talent w materiale zbyt łatwo przyswajalnym przez masy. Love Story przynajmniej część z nich pozostawić powinno w kropce, bo ciężko o wydawnictwo tak rozwijające to, od czego się zaczęło, przy jednoczesnym tchnieniu zupełnej nowości. Materiałowi tu zebranemu nadano historii, wagi i koloru (to nic, że dominuje czerń i biel) – wartości, o których nie mówi się w rankingach przyswajalności radiowej, a tej na LS jest więcej, niż kiedykolwiek przedtem.

Yelawolf
Wilczur zamknięty w osiemnastu przeżartych southern-rockiem kawałkach, opasły jest i spójny. Otwierające 'Outer Space' zapowiada obiecującą ikrę, prowadząc się szybkim, brudnym riffem i szuraniem igłą po winylu. Wbrew nakręcającym 'jestem kosmitą', wyśpiewywanym przesterowanym wokalem przez Yellę, reszta materiału to nie kosmos, a utytłana od whiskey i zapachu bagien Luizjany kombinacja ponczo + kapelusz. 'American You' smaży beztroskim słońcem, zawieszając śpiewającego pomiędzy kowalem wakacyjnych hitów, a przechlanym bardem, zapominającym o hamulcach w pijanych wykrzykach 'Whiskey in a Bottle'.

'Till' It's Gone' przychodzi niczym moralny kac, zasiewając ziarno smutku i ożywczego deszczu, co pociągnięto w 'Devil In My Veins', balladzie, z wytatuowanym Tomem Waitsem na czole. 'Change' rozbrzmiewa echem pradawnego już 'Stana' od Eminema i Dido, dodając od siebie niemal jazzową perkusyjną żonglerkę i podniosłe melorecytacje. Em także dołożył cegiełkę, biorąc udział w 'Best Friend', przełamując swą niesłabnącą ostrością yellawolfowe, miękkie zaśpiewy pod fortepian i skrzypce. 'Empty Bottles' zwęziło mi oczy, bo z jednej strony chwytliwe to, lecz z drugiej kopią Shady'ego jest w stosunku niemal 1:1. Nie mogło zabraknąć 'segmentu miłości', ukazanego ze stron rozmaitych, bo tuż za gorzkimi 'Heart Break' i 'Tennessee Love', w rzędzie do głośników ustawia się rozkochane w motoryzacji 'Box Chevy V' i w kobiecie 'Love Story'. Było już o tym, że trafiliśmy na dość długi album? No właśnie, w okolicach czternastego utworu robi się przeciętnie i na jedną odzianą w kowbojski but nogę - i tak jak przy 'Johhnym Cashu' jeszcze silimy się na zaśpiew w refrenie, tak w kończącym, dixielandowych 'Fiddle Me This' głowa turla sie gdzieś na granicy bilardowego stołu i przestrzeni pod nim.

Druga płyta bywa najtrudniejszym krokiem w karierze kogoś, kto przez debiut zaczął cokolwiek znaczyć. To ona podświadomie cieszy twarz swą zapowiedzią, dystansuje słuchacza od wizerunku słuchanego, ewentualnie spuszcza zawiedzione oczekiwania w sedesie. Kiedy twórca, o którym mówi się, że jest nowym Eminemem, nie tylko dzięki białej skórze, ale też przez wokalny arsenał jakim dysponuje, nagle staje się wytatuowanym kowbojem, gwiżdżącym country z wypchanej sianem paki swojego pick-upa, to można znaleźć się w martwym punkcie, nie czując nic ponad sztuczną kreację. Yellawolf swoją elastycznością zatarł klarowność przesądu 'drugiej płyty', robiąc właściwie drugi debiut, lecz tak jak Radioactive dzieliło słuchaczy wizerunkiem kopii pewnego Pierwszego Białego Murzyna, tak Love Story siedzi po uszy w klimatycznym wizerunku i mam nadzieję, że nie stanie się jedynie owcą w wilczej skórze przy Trójce.

Ocena: 7/10
  1. Outer Space
  2. Change
  3. American You
  4. Whiskey In A Bottle
  5. Ball And Chain (Interlude)
  6. Till It's Gone
  7. Devil In My Veins
  8. Best Friend (feat. Eminem)
  9. Empty Bottles
  10. Heart Break
  11. Tennessee Love
  12. Box Chevy V
  13. Love Story
  14. Johnny Cash
  15. Have A Great Flight
  16. Sky's The Limit
  17. Disappear
  18. Fiddle Me This

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz