poniedziałek, 16 listopada 2015

Recenzja: Flux Pavilion - Tesla [2015]

Pochodzący z Brytanii Flux Pavilion, swe muzyczne uzewnętrznienie rozplanował doskonale, bo w momencie, gdy dubstep nabrał już tempa i o zatrzymaniu machiny nie było mowy. Szyjąc kawałki trochę ciężej niż Benga, czy Rusko, basem po kostkach ciskał u boku Cookie Monstera, Datsika i Doctora P, budując markę pod skrzydłami labelu ostatniego ze wspomnianych – Circus Records, jeszcze w czasach świetności. Przełom w karierze Białowłosego określić wystarczy rzucając na stół dwa tytuły - 'I Can't Stop' oraz 'Bass Cannon'. Potem były już tylko kontrakty u grubych ryb z Ultra i Atlantic. Nie zawsze grało to jak trzeba, czas więc doładować się prądem.

Zatrzymując się przy 'I Can't Stop', bez pudła okreslić można charakterystyczny styl producenta. Ogromne od basu, dające poczucie nadziei i nostalgii hymny, powolnie przeszyły powietrze niejeden raz i takich też eskapad możnaby się spodziewać po debiucie długogrającym. Tesla uchyla się przed łatką, stawiając na inspiracje trudne do wymienienia jednym tchem. 'Vibrate' trapową zajawką i staroszkolnym rave'owym wokalem robi, co może, by przypomnieć zapominalskim brzmienie Paviliona w miarę bezboleśnie (o ile tak powolny i ciężki wałek może być bezbolesny). 'We Are Creators' ucina wspominki na dłuższy moment, głucho dudniąc electro-housem i wokalem Soulsonic Force (Afrika Bambaataa, ktokolwiek?), po chwili relaksująco bujające 'Never See The Light' oddając we władanie Andrei Martin. 'International Anthem' to ponownie klasyczny stadion ludzi z łapami w górze, kierujących się niedługo potem w stronę parkietu za sprawą 'Shoot Me', smakującego niczym remiks dowolnego tworu Disclosure. 'What You Gonna Do About It' i 'Pogo People' to roztańczone koszmarki z plastiku, do odnalezienia w senniku pod hasłem 'Steve Aoki'. Pulsujące od irytacji skronie próbuje powoli masować cukierkowe 'Emotional', doganiane przez 'Feels Good', lecz spokój niestety szybko zalega w gruzach, za sprawą nieznośnego brzęczenia 'Who Wants To Rock', z udziałem nie mniej nieznośnego Riff Raffa. Tesla to wiele wzlotów i upadków, bo akcenty w postaci mięsistych beatów i trąbek w 'I Got Something' oraz mniej kiczowatej wersji Nickelback w 'Ironheart' wcześniejsze obtarcia kolan próbują wymazać, ale na to jest już odrobinę za późno.

Początkowo, dzieło Paviliona sprawiało wrażenie całkiem niezłego krążka - rozległe wizje, inspiracje i ewolucję artysty zgrabnie wtłoczonego w spójny twór. Potem przyszedł odsłuch drugi, trzeci, kolejne... I Tesla okazuje się zbiorem, który zapada w pamięć, ale do którego nie chce się za bardzo wracać, niemal każdy utwór przeskakując na shuffle'u. Jest dokładnie taki jak ja: dopracowany w każdym calu, ale szybko zaczyna wkurzać.


Ocena: 5/10
  1. Tesla Theme
  2. Vibrate
  3. We Are Creators (feat. Soulsonic Force)
  4. Never See the Light (feat. Andrea Martin)
  5. International Anthem (feat. Doctor)
  6. Shoot Me (feat. JakkCity & Big Voyage)
  7. What You Gonna Do About It
  8. Pogo People
  9. Emotional (feat. Matthew Koma)
  10. Feels Good (feat. Tom Cane)
  11. Who Wants to Rock (feat. Riff Raff)
  12. I Got Something
  13. Ironheart (feat. BullySongs)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz