czwartek, 27 sierpnia 2015

Recenzja: Gang Albanii - Królowie Życia [2015]

Każdy chłopiec marzył kiedyś o rzeczach wielkich. Nie ważne, czy był to tytuł najlepszego sportowca, przechodzącego do historii dzięki najdalszym lotom, czy może zaszczyt bycia astronautą, samotnie stąpającym po odległych planetach. Nie wszystkie marzenia są tak proste do osiągnięcia, co spędzało mi sen z powiek odkąd byłem zaledwie malcem zmagającym się z trudami kolejnych szkół. Już wtedy czułem, że potrzebuję przywiązania do rzeczy ważniejszych, niż puchary, czy loty w kosmos. Pamiętam jak dziś, gdy siedziałem w oknie i nie mogłem myślami odpędzić zakazanych pragnień, takich jak palenie hajsu, wciągnięcie wagonu koksu, czy też zatknięcie banknotu za stringi striptizerki i oblewanie jej cycków Johnnie Walkerem w hotelowym pokoju, w którym na barek wydawałbym zaledwie zaskórniaki. Na mą duszę spłynęły łzy, bo kochałem także poezję. Dziś, kiedy dwadzieścia cztery lata minęły szybciej, niż bym chciał, przeraziłem się, że czas rozliczenia się z pewnymi rzeczami dobiega końca. Wtedy pojawili się oni. Rozbójnik Alibaba (Robert M), Popek i Borixon dali mi szansę poczuć. Dali mi szansę uwierzyć, że jestem Albańczykiem, a nie jakimś podrabiańcem. Zapraszam więc do mojego małego świata, ram pa pam pam...

Święta Trójca w kominiarkach to Albańczycy z krwi i kości, na co wskazuje pochodzenie - pierwszy jest z Krakowa, drugi z Legnicy, ostatni z Kielc. Wcześniej, od niejednego dilera koksem kreski ubijali: Popek trudnił się Firmą, MMA i rzemiosłem, przez które obecny jest na koncertach tylko na Skype ( wjechać do Polski nie może). Borixon przeszedł wyboistą drogę od ziomeczkowej ławki, przez sładanki doklejane do Bravo, do rapu naleciałego zachodem. Robert nazywany był polskim Davidem Guettą, ku radości garstki dodającej jego kawałki do koszyka na Beatporcie i szyderczej uciesze tych bardziej kumatych.

Podobno natchnieniem dla
beatów Roberta był sam Chopin.
Jako trzej przyjaciele z pastwiska, sukces odnoszą jak do tej pory niebywały, siejąc popłoch, wciskając gadżety pelikanom z gimnazjum, nabijając miliony odtworzeń na Youtube, a nawet pojąc mentalną albanię własnym energy drinkiem. Przenieśmy płytę z czerwonej poduszeczki, umieszczonej na podwyższeniu w centralnym miejscu pokoju (jeśli masz cyfrowo, to jesteś podrabiańcem) do odtwarzacza. Uszom ukazuje się trzynaście bengierów, a więc chwile, gdy na przegubie autobusu puszczę Królów Życia z głośnika telefonu zapowiadają się licznie i obiecująco. 


'Szybki napad na bank, c'est la vie
kończymy robotę i zamykamy drzwi
egeszege druto, cioromasta chujo
bank rozjebany, wszyscy wyskakują'
- Borixon, inspirowany Sienkiewiczem.
Pierwsze strzały w powietrze oddają beaty Alibaby. Przeklepane w stosunku 1:1 z grime i trapu wzbogaconego EDM-owych buildupami, robią wrażenie bardziej pozytywne, niż można by się tego spodziewać, choć nie ma co przed lustrem spinać pośladków ze szczęścia, albowiem większość podkładów to te same cykacze i podobny klawisz. Dobrze, że liczy się strona liryczna: piękna, bogata w morały, krzepiąca serce, rozwijająca zwoje jak wąż strażacki. Spisane chyba w 15 minut historie o napadach na bank, lotach raz to odrzutowcem, raz to na koksie, podróżach (pełen pakiet, od Sopotu po Dubaj) i wielu innych trzymających w napięciu przygodach, zaśpiewano z wielkim pietyzmem, tak dostrzegalnym w zdartym wyciu Popka i zerowym zaangażowaniu Borixona. Drobne załamanie napięcia wprowadza tylko 'demaskujące szmaty' i hołubiące matki 'Dla Prawdziwych Dam', przechodzące w opowieść o stipklabie i 'piździe nad głową' w 'Klub Go-Go' – nie mam po tym zabiegu pewności jakim kobietom zawierzać, więc z bólem serca zmuszony jestem odjąć od oceny końcowej pół oczka...

... Co za róznica, gdy leżę z drinkiem na egzotycznej albańskiej plaży, pocierając nos podrażniony koksem i bąbelkami z najdroższego szampana. Otwieram oczy i widzę już Panią Jadzię stojącą z miotłą w drzwiach mego gimnazjum. I pada na mnie cień strachu i smutku, bo okazuje się, że nie odrobiłem lekcji, a Gang Albanii zdarł ze mnie 150 złotych za bluzę. Kurwa mać.


Ocena: Warte skaryfikacji twarzy (minus pół oczka) / 10
  1. Królowie Życia
  2. Kokainowy Baron
  3. Dla Prawdziwych Dam
  4. Klub Go Go
  5. Napad Na Bank
  6. Narkotykowy Odlot
  7. Wyjazd Do Sopotu
  8. Muzyka
  9. Albański Raj
  10. Wyprawa Do Kasyna
  11. Blachary
  12. Marihuana
  13. Jedziemy do Dubaju
... Konkluzja znaleziona podczas poszukiwania materiałów. Nie wiem, czy śmiałem się bardziej ze zdjęcia, czy z tego co usłyszałem na płycie.

2 komentarze:

  1. Jak dla mnie ciekawe zjawisko, którego bynajmniej nie zrównywałbym z ziemią. Beaty przewidywalne i cholernie schematyczne, ale dają radę i co by o nich nie mówić brzmią "światowo" i (gdzieniegdzie nawet) kozacko. Nawijki robione dla beki, całkiem błyskotliwe - mnie śmieszy i sprawia przyjemność. Zresztą nie ma co podchodzić do tej płyty na poważnie i oburzać się, jaka to prostacka muzyka bije teraz rekordy popularności. Można tego posłuchać z uśmiechem na twarzy, można pobeczeć ze śmiechu na imprezie i poskandować te słynne już refreny jak "Pizda nad głową". Moim zdaniem wszystko zależy od kontekstu. Oburzamy się, gdy widzimy, jak dzieciaki z podstawówki bawią się do tej muzyki - i słusznie, że się oburzamy. Ale można też świadomie, będąc "nieżalowcem" czy też ispirując do roli "nieżalowca" , podejść do tego z dystansem i powiedzieć "spoko bengiery" i poszaleć do tego z bananem na twarzy. Ja osobiście to kupuję (płyta spoko - dupy nie urywa, ale momenty bez wątpienia są), a taki np. "Kokainowy Baron" to jak dla mnie jeden z najlepszych singli tego roku. A spinający dupę hejterzy dupa cicho :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja wciąż chcę gdzieś w środku wierzyć, że to jest czysty pastisz, jak Bracia Figo-Fagot. :P

      Usuń